Maba, Helena Morpho, il. Darya Hancharova
„Maba” to baśń o nietolerancji i odrzuceniu. Czytałam ją kilka razy, wracałam i odkładałam. Chciałabym do niej nie wracać, bo to bardzo smutna opowieść. Uwiera i nie daje o sobie zapomnieć.
Nie ma tu głaskania po głowie i trzymania za rękę. Nie ma wyszukanych metafor i miejsca na zastanawianie się. Autorka (Polka pisząca pod pseudonimem) bez znieczulenia wykłada kawę na ławę. Szach, mat. Prosto w twarz, prosto w oczy. Łopatologicznie. Trochę mi to przeszkadza, taka oczywistość, takie nazywanie rzeczy po imieniu i mało wyszukane środki stylistyczne — za mało tu literatury i warstw do odkrywania. Jednak czuję, że to książka zadaniowa, książka z mocnym przekazem i celem do zrealizowania. Do pracy warsztatowej. Do mocnego poruszenia. Do przegadania. Z mojego małego, ale jednak już doświadczenia, mam pewność, że tu „Maba” zagra i zarezonuje. Sprawdzi się w pracy „u podstaw”. Tym bardziej że to część zapowiadanego tryptyku — pierwsza z trzech książek opowiadających o tej samej sytuacji, widzianej z trzech różnych perspektyw. Czytelnik spojrzy na zagadnienie braku akceptacji zarówno ze strony nieakceptowanych, jak i nieakceptujących, co umożliwia zmianę stanowiska, zrozumienie; ta książka może coś zmienić, zburzyć i zbudować na nowo. Druga część „Ów” pojawi się w marcu.
Maba, Helena Morpho, il. Darya Hancharova
Maba jest pełna dobra, miłości i akceptacji. Ale jest inna, nie-taka-sama, wybrakowana — ma cztery palce, zamiast pięciu. To razi, to sprawia, że jest wytykana palcami, odrzucana przez swoją grupę rówieśniczą.
(...) Mabę to bardzo bolało. Ich brzydkie słowa, brzydkie miny i brzydkie plecy, które się do niej odwracały, sprawiały, że Mabę bolał każdy milimetr jej ciała i duszy. Nawet bolał ją ten piąty palec, którego nie miała (...)
Maba cierpi, Maba nie rozumie. Cóż ten jeden palec znaczy? Dlaczego cztery jest gorzej niż pięć? Ona wie, że to, co nas różni - może łączyć, a nie dzielić, że różnorodność sprawia, że jest ciekawiej, mniej monotonniej, kolorowo. Maba akceptuje swoje cztery palce, są dla niej ważne, bo kryją wszystkie tajemnice jej szczęścia: mieć co jeść, gdzie mieszkać, być zdrową i mieć kogoś, kto by ją kochał. I Maba prawie wszystko to ma, prawie jest szczęśliwa. Jednak jej ostatnie życzenie ciągle pozostaje niespełnione. Nie ma przy niej nikogo, kto by był dla niej, wspierał ją i do niej się uśmiechał, akceptował także ten jej brak, te cztery palce. Ale nie tylko palce ją różnią, jest jeszcze coś: dziewczynka ma też inną krew, nie czerwoną, a tęczową, która sprawiała, że:
„Maba czuła inaczej. Że Maba była ogromnie wrażliwa, że wzruszała się mocniej, płakała częściej i cieszyła się z każdego drobiazgu"
Ta krew, o której opowiada (bo przecież jej nie widać, ale Maba niczego nie ukrywa, jest ufna i szczera) — również drażni, bo nie można się tak różnić! To kolejny powód do drwin i szydzenia. I nadchodzi czas, kiedy Mabie jest jeszcze bardziej źle niż źle, cierpi. I wtedy przychodzą do niej Samotność i dobry znajomy Samotności, Strach. One pragną zbliżyć się do dziewczynki, zaopiekować się nią, przytulić. I tulą ją, tulą mocno. Tak mocno, że Maba dochodzi do ściany, za którą nie ma już nic.
„Ten wielki strumień Mabowej krwi tęczowej można czasem zauważyć na niebie, kiedy wszyscy odrzuceni i samotni płaczą tysiącem kropli deszczu i prześwietli je nagle słońce nadziei, że to się zmieni, że kiedyś wszyscy na całym świecie będziemy dla siebie dobrzy i kochani bez względu na to, jaka w nas płynie krew, ile mamy palców, jaki kolor ma nasza skóra i w kogo wierzymy lub nie wierzymy (...)”
Pięknie napisana recenzja.
OdpowiedzUsuń