Nikifor, Maria Strzelecka
Zakochałam się w tej książce, oczarowała mnie i stała się mocnym argumentem przy podejmowaniu decyzji o wyjeździe do Krynicy. Po latach spędzania wakacji z dala od aglomeracji miejskich trafiliśmy do kurortu, gdzie serce miasta bije na deptaku, a w godzinach szczytu samochody stoją od ronda do rogatek... Ale wędrowanie śladami Nikifora - jednego z najwybitniejszych prymitywistów, patrzenie na to, co on tu mógł widzieć, rekompensował mi ten tłok, ten ruch, a fakt, że w muzeum mogłam zobaczyć przedmioty, których używał: farbki, walizkę, pieczęcie; że mogłam przypatrzeć się jego szkicom i obrazkom, a potem odwiedzić cmentarz i zmówić „wieczny odpoczynek” przy jego grobie — to jest bezcenne. Lubię łączyć literaturę z życiem, świat wyobraźni ze światem realnym.
„Nikifor” to przemyślana i zrobiona ze smakiem książka autorska Marii Strzeleckiej (wydało ją rzeszowskie wydawnictwo Libra Pl). Cała koncepcja graficzna, tekst, obrazy artysty i współgrające, dopełniające go ilustracje autorki — robią wrażenie. Nie sposób oderwać się od książki, tym bardziej że opowiada o człowieku sztuki i pasji z niezwykłym i bardzo trudnym życiorysem, utkanym w biedzie i samotności, którego "sztuka była jego przyjaciółką, tak samo pogardzaną i wyśmiewaną jak on. Ślady pędzla słowami, a kolory emocjami" (Nikifor, Maria Strzelecka, str. 50). Książka rozbudza zainteresowanie tym niezwykłym artystą, dlatego sięgnęłam po więcej - po artykuły, książki, filmy. Nikifor stał mi się bliski, zajął myśli, wzbudził ciekawość i wzruszenie.
O Nikiforze zrobiło się głośno za sprawa filmu Krzysztofa Krauzego i Joanny Kos-Krauze „Mój Nikifor”, teraz za sprawą książki o artyście — Nikifor trafi do najmłodszych. Jestem przekonana, że dzięki tej książce wiele dzieci odkryje zabawę w sztukę i spróbuje tworzyć swoje światy, z odwagą, wiarą we własne siły i zaangażowaniem. Bardzo mnie to cieszy, bo wprowadzanie dzieci w świat sztuki i wspólne jej odkrywanie jest dla mnie ważne i bardzo bliskie.
Kto chce poznać Nikifora — przede wszystkim powinien zrobić to przez wniknięcie w świat jego sztuki. Bo Nikifor zostawił po sobie przede wszystkim obrazy (malował przez całe życie, stworzył ich kilkadziesiąt tysięcy!). Reszty możemy się domyślić i sobie sami opowiedzieć. Nikifor nie umiał pisać, był półanalfabetą z wadą wymowy (mówienie utrudniał mu przyrośnięty język). Przez większą część życia ludzie uważali go za zaburzonego intelektualnie przez to, że bełkotliwie mówił i miał problemy ze słuchem. Ale jak wpatrzymy się w jego malunki, obaczymy, że świat który nosił w sobie był niezwykle barwny, żywy, a on sam był uważnym i wnikliwym obserwatorem. Jego obrazy na pierwszy rzut oka realne, po uważnym przyjrzeniu się nabierają baśniowości. Prosta, trochę dziecięca kreska, nieoczywista perspektywa, mocne kontury i niezwykłe kolory Nikifor nie odwzorowywał ściśle tego, co widział, zapamiętał - dodawał coś od siebie, upiększał.
Książka, choć zawiera podstawowe informacje, buduje obraz człowieka — ukazuje to, co go jako artystę stworzyło, inspirowało i wpływało na jego widzenie i miało odzwierciedlenie w sztuce. Autorka nie prowadzi nas od dzieciństwa do śmierci jak w klasycznej biografii, tylko dzieli swoją opowieść na najważniejsze dla malarza obszary. Dzieciństwo, Cerkiew, Krynica, Pieczęcie i podpisy, Pies Hałko, Świat wyobraźni, Pejzaż, Podróże koleją, Architektura, Samotność — to tytuły rozdziałów.
Piękna okładka, pełna kolorów, twarz Nikifora aż się skrzy! Te kolory nie znalazły się tu przez przypadek, każdy ma swoje miejsce wewnątrz książki, bo jest przypisany do konkretnego rozdziału. Nikifor był doskonałym kolorystą, mając do dyspozycji zwykłe szkolne akwarelki, potrafił tak je łączyć i mieszać, że uzyskiwał niezwykłe odcienie i głębie. Rozdział o Krynicy jest niebieski (niebieskie jest muzeum!), cerkwi przypisany jest żółty (malując świętych, robił im żółte aureole, nie stać go było na złoty kolor), pejzażowi przypisana jest zieleń, a samotności czerń. Nie są to jednolite kolory, tylko barwne plamy, takie jakie powstają po mieszaniu kolorów.
Nikifor, naprawdę Epifaniusz Drowniak, urodził się 21 maja 1895 w Krynicy. Jego matka, Eudokia Drowniak, była głuchoniemą sprzątaczka, która zarabiała na życie sprzątając i nosząc wodę do krynickich pensjonatów. Ojciec nieznany, chodziły pogłoski, że był nim Gierymski, który w tamtym czasie bywał jako kuracjusz w Krynicy.
Maria Strzelecka - doktor sztuk plastycznych. Malarka, ilustratorka, autorka filmów animowanych, gitarzystka basowa i wokalistka zespołów punkowych, absolwentka warszawskiej ASP. Wielbicielka dalekiej Północy i całkiem bliskiego Beskidu Niskiego (notka z okładki) - ukochała sobie Beskid. „Nikifor” jest jej trzecią książką po „Beskid bez kitu” i „Beskid bez kitu. Zima” (będzie kolejna część) i ładnie wpasował się w ten beskidzki cykl.
O Nikiforze zrobiło się głośno za sprawa filmu Krzysztofa Krauzego i Joanny Kos-Krauze „Mój Nikifor”, teraz za sprawą książki o artyście — Nikifor trafi do najmłodszych. Jestem przekonana, że dzięki tej książce wiele dzieci odkryje zabawę w sztukę i spróbuje tworzyć swoje światy, z odwagą, wiarą we własne siły i zaangażowaniem. Bardzo mnie to cieszy, bo wprowadzanie dzieci w świat sztuki i wspólne jej odkrywanie jest dla mnie ważne i bardzo bliskie.
Kto chce poznać Nikifora — przede wszystkim powinien zrobić to przez wniknięcie w świat jego sztuki. Bo Nikifor zostawił po sobie przede wszystkim obrazy (malował przez całe życie, stworzył ich kilkadziesiąt tysięcy!). Reszty możemy się domyślić i sobie sami opowiedzieć. Nikifor nie umiał pisać, był półanalfabetą z wadą wymowy (mówienie utrudniał mu przyrośnięty język). Przez większą część życia ludzie uważali go za zaburzonego intelektualnie przez to, że bełkotliwie mówił i miał problemy ze słuchem. Ale jak wpatrzymy się w jego malunki, obaczymy, że świat który nosił w sobie był niezwykle barwny, żywy, a on sam był uważnym i wnikliwym obserwatorem. Jego obrazy na pierwszy rzut oka realne, po uważnym przyjrzeniu się nabierają baśniowości. Prosta, trochę dziecięca kreska, nieoczywista perspektywa, mocne kontury i niezwykłe kolory Nikifor nie odwzorowywał ściśle tego, co widział, zapamiętał - dodawał coś od siebie, upiększał.
Książka, choć zawiera podstawowe informacje, buduje obraz człowieka — ukazuje to, co go jako artystę stworzyło, inspirowało i wpływało na jego widzenie i miało odzwierciedlenie w sztuce. Autorka nie prowadzi nas od dzieciństwa do śmierci jak w klasycznej biografii, tylko dzieli swoją opowieść na najważniejsze dla malarza obszary. Dzieciństwo, Cerkiew, Krynica, Pieczęcie i podpisy, Pies Hałko, Świat wyobraźni, Pejzaż, Podróże koleją, Architektura, Samotność — to tytuły rozdziałów.
Piękna okładka, pełna kolorów, twarz Nikifora aż się skrzy! Te kolory nie znalazły się tu przez przypadek, każdy ma swoje miejsce wewnątrz książki, bo jest przypisany do konkretnego rozdziału. Nikifor był doskonałym kolorystą, mając do dyspozycji zwykłe szkolne akwarelki, potrafił tak je łączyć i mieszać, że uzyskiwał niezwykłe odcienie i głębie. Rozdział o Krynicy jest niebieski (niebieskie jest muzeum!), cerkwi przypisany jest żółty (malując świętych, robił im żółte aureole, nie stać go było na złoty kolor), pejzażowi przypisana jest zieleń, a samotności czerń. Nie są to jednolite kolory, tylko barwne plamy, takie jakie powstają po mieszaniu kolorów.
Nikifor Krynicki, czyli Epifaniusz Drowniak
Nikifor żył w skrajnej biedzie, po śmierci matki został sam jak palec. Niezrozumiany, na Jedyne co miał to swoje malowanie. Nie skończył nawet szkoły podstawowej, największą naukę otrzymał w cerkwi, do której codziennie zaglądał. To jedyne miejsce, w którym miał kontakt ze sztuką — wpływ malarstwa ikonicznego widać w jego twórczości (perspektywa, postaci, kompozycja). Malował ikonostasy, siebie lokując w kręgu świętych. W krynickim muzeum można zobaczyć jego Modlitewnik, mały zeszycik, w którym rozrysowywał kolejne etapy nabożeństwa, z którego udawał, że się modli.
Całe życie związany był z tym miastem, przepędzany z murków, by nie psuł widoków turystom, wywożony w ramach akcji wysiedleńczych — zawsze wracał. Sława i uznanie przyszły pod koniec życia, miał wystawy w Warszawie, Lwowie, Paryżu, Amsterdamie, Brukseli, Hanowerze. Pisano o nim książki. Uważa się go za jednego z największych twórców sztuki naiwnej.
Zmarł 10 października 1968 w sanatorium w Foluszu, od lat chorował na gruźlicę.
Całe życie związany był z tym miastem, przepędzany z murków, by nie psuł widoków turystom, wywożony w ramach akcji wysiedleńczych — zawsze wracał. Sława i uznanie przyszły pod koniec życia, miał wystawy w Warszawie, Lwowie, Paryżu, Amsterdamie, Brukseli, Hanowerze. Pisano o nim książki. Uważa się go za jednego z największych twórców sztuki naiwnej.
Zmarł 10 października 1968 w sanatorium w Foluszu, od lat chorował na gruźlicę.
Zerknijcie też do tekstu:
Maria Strzelecka - doktor sztuk plastycznych. Malarka, ilustratorka, autorka filmów animowanych, gitarzystka basowa i wokalistka zespołów punkowych, absolwentka warszawskiej ASP. Wielbicielka dalekiej Północy i całkiem bliskiego Beskidu Niskiego (notka z okładki) - ukochała sobie Beskid. „Nikifor” jest jej trzecią książką po „Beskid bez kitu” i „Beskid bez kitu. Zima” (będzie kolejna część) i ładnie wpasował się w ten beskidzki cykl.
Komentarze
Prześlij komentarz