Jadą Haliki przez Ameryki, Mirosław Wlekły, il. Magdalena Kozieł-Nowak



Spędziłam z tą książką kilka miłych wieczorów i skończyłam ją z postanowieniem, że sięgnę po dorosłe książki o tym podróżniku, dziennikarzu i filmowcu. Bo to niezwykle barwna i ciekawa postać. Kontrowersyjna też — co jakiś czas gdzieś tam ktoś próbuje odczarować niektóre fragmenty jego biografii, a samemu Halikowi zarzuca się, że był mitomanem i mocno koloryzował niektóre wydarzenia. Pamiętam z dzieciństwa — jak przez mgłę -program Halików w TV, z jaką pasją on opowiadał! Tacy ludzie jak Halik są generatorami marzeń i rozbudzaczami tęsknot za poznawaniem, za odkrywaniem, za cieszeniem się każdą chwilą. Tacy ludzie wnoszą w życie kolor, radość, to barwne ptaki, dla których niebo jest na wyciągnięcie ręki. Nie wierzę, że po przeczytaniu książki, czytelnicy nie będą chcieli jak Toni poznawać świata, a starsi rzucić wszystko i wyjechać już nie w Bieszczady, tylko dalej, dalej...


„Jadą Haliki przez Ameryki” kuszą czerwoną okładką, a ilustracje wewnątrz idealnie oddają ducha egzotycznej wyprawy. Soczyste, dowcipne — idealnie komentują niezwykłą podróż przez dwa kontynenty. Szeroki uśmiech Toniego i egzotyczne, nasycone kolorami miejsca — jest tu dzika radość! Doskonałe! Nie wyobrażam sobie do tej książki innych!

Toniego Halika dorosłym przedstawiać nie trzeba. Pamiętamy jego programy w telewizji, w których pokazywał nagrania z różnych najodleglejszych miejsc oraz barwnie i ze swadą opowiadał o ludziach, kulturach, zakątkach, do których większość z nas nigdy nie trafi. Słuchając opowieści pełnych przygód, miało się wrażenie, że to człowiek nieustraszony, podróżnik, który nie cofnie się przed niczym, wolny i nieokiełznany w swojej wyobraźni i marzeniach. I taki jest w tej książce. Nie sposób też oprzeć się wrażeniu, że należał do tych ludzi, o których się mówi, że są urodzeni pod szczęśliwą gwiazdą. Ileż razy otarł się o śmierć, ileż razy jego życie wisiało na włosku, ileż razy miał fart! Komuś innemu mogło się nie udać, jemu udawało się zawsze!

Opowieść o trwającej ponad cztery lata podróży zaczyna się 24 grudnia 1955 roku, kiedy to Halikowie — Toni i jego żona Pieret świętują z przyjaciółmi zakończoną wyprawę do Brazylii. W Buenos Aires jest pioruńsko gorąco i Toni marzy o chłodzie Alaski. N pytanie o kolejne miejsce podróży, nieopatrznie rzuca „Na Alaskę!” Towarzystwo bierze to za pewnik, sprawy zaczynają płynąć swoim tokiem i wyprawa nabiera kształtów... I tak małżeństwo szykuje się do podróży, która będzie trwać ładnych kilka lat i przyniesie wiele niespodzianek, w tym tą największą — Ozona, ich syna, który w tym czasie przyjdzie na świat i pierwsze 2.5 roku życia spędzi w dżipie. W podróży towarzyszy im Łoli, pies, a nad wyprawą unosi się widmo przyszłej kariery — jeśli wszystko się powiedzie, a toni nakręci świetne filmy z drogi i egzotycznych miejsc — otrzyma pracę w Największej Telewizji Świata, o czym marzy.

Niezliczone przygody, niektóre mrożące krew w żyłach. Przez 1536 dni przebyli 182624 km, rozbijali namiot 684 razy, przeprawili się przez 140 rzek, przeszli przez 14 własnoręcznie zbudowanych mostów, zużyli 8 kompletów opon, Toni zapisał 85 km papieru, a prasa trzy razy uznała ich za zmarłych... Wyliczanka Halika jest dłuższa, aż trudno uwierzyć, że to wszystko zdarzyło się naprawdę!


Determinacja, poczucie humoru i wiara, że się uda. Ta książka wciąga, bawi i zachęca do odkrywania świata. Dla naszych dzieci jest egzotyczna nie tylko ze względu na miejsca odwiedzane przez podróżników, ale i fakt, że udało im się przejechać dwa kontynenty bez telefonów, komputerów, google maps i tego wszystkiego, bez czego my nie wychodzimy z domu ;)


Jadą Haliki przez Ameryki,
Mirosław Wlekły,
il. Magdalena Kozieł-Nowak,
wyd. Agora, 2022, 
oprawa twarda,
format 165 x 216 mm,
stron 160,
cena 44,99 zł,
wiek: 8+









Komentarze