Rezerwat przyrody Torfowisko Serafin (Kurpie)


Chłopaki odgrażali się, że zostaną w samochodzie. Jakieś bagna, też atrakcja! Na miejscu przekonali się, że tak, atrakcja i to całkiem duża! Najpierw przeżyliśmy przyrodnicze safari (wywiedzeni w pole przez GPS krążyliśmy wąskimi piaszczystymi drogami pośród pastwisk i z okien samochodu podziwialiśmy teren, wypatrując czegokolwiek, co świadczyłoby, że zbliżamy się do torfowiska), by następnie trafić do dżungli amazońskiej, ale po kolei...


Kiedy wreszcie dojechaliśmy na miejsce (najlepiej jest zjechać z drogi Łomża - Łyse na drogę w kierunku wsi Serafin), i znaleźliśmy się na parkingu przy stawie rybnym, nic nie zapowiadało emocji, jakie nas czekają, Parking, staw, nenufary, w oddali łąki i pastwiska. Malownicze widoki, ale dosyć zwyczajnie. Chłopaki wzdychali i szli jak na skazanie. 


Jazda zaczęła się dalej, bliżej widocznego na horyzoncie lasu - rezerwatu. Nim jeszcze w las weszliśmy, zrobiło się naprawdę ciekawie. 


Stare, zniszczone po zimie pomosty prowadziły nas w głąb rezerwatu przez bagna, powstałe po dawnym polodowcowym jeziorze Krusko. Wysokie trzciny i krzaki, przez które się przedzieraliśmy, chłostające nas po twarzach plus wilgoć w powietrzu i wysoka temperatura sprawiły, że poczuliśmy się jak w amazońskiej dżungli. Do tego niewiadoma pod nogami — gałęzie i kawałki cienkich pni brzóz ułożone w coś na kształt kładki, po których zsuwały się stopy i jeden nieostrożny krok mógł sprawić, że wylądowalibyśmy w bagnie, podnosiły ciśnienie. Chłopaki, szczególnie starszy, byli zachwyceni! Gdyby w pobliżu stało stado łosi — przysięgam, że byśmy nie zauważyli — każdy z nas szedł ze wzrokiem wbitym w podłoże, tym bardziej że co jakiś czas mieliśmy wrażenie, że idziemy po wodzie. Szliśmy, kurczowo trzymając się barierek (jeśli były) albo rachitycznych gałązek, próbując jednocześnie odganiać się od komarów i różnych takich, które cięły ostro.





W pewnym momencie, kiedy już wyszliśmy na otwarty teren, nasza nieoceniona przewodniczka pani Małgorzata, zachęciła nas do zejścia z trasy na... bagna. Pierwszy raz stanęłam na pływającym pło, czyli zwartej powierzchniowej warstwie roślin wodnych i bagiennych, pod  którymi znajduje się uwodniony torf i namuły. Ziemia uginała się pod naszym ciężarem, falowała nam pod nogami, chodziliśmy jak po wodnych poduszkach, niesamowite!  Buty mokre, stopy mokre, młodzi wypatrywali pijawek...

Kiedyś było tu jezioro Krusko, jeszcze w latach 20-tych XX wieku. Obecnie to teren bagienny.  Rezerwat powstał w 1998 roku.  "Ma powierzchnię 184,92 ha, z czego tylko 7,65 ha stanowią grunty Skarbu Państwa będące w zarządzie Nadleśnictwa Myszyniec. Celem ochrony jest zachowanie ze względów naukowych, dydaktycznych oraz krajobrazowych torfowiska przejściowego o rzadkiej i chronionej faunie i florze" (za www.myszyniec.olsztyn.lasy.gov.pl)


A co tam rosło? Najbardziej zachwycająca dla chłopaków była rosiczka. Dużo rosiczek. Kiedyś próbowaliśmy uprawiać tą mięsożerną roślinkę w domu, w doniczce, niestety podlewanie kranówką zamiast destylowaną wodą sprawiło, że szybko nam padła. Druga rośliną, której było w bród to żurawina. Jaka ona ładna i malutka  zielonkawe jeszcze korale lekko maźnięte czerwienią przyciągały wzrok. No i paprocie, morze paproci (a konkretnie narecznicy błotnej). Jakie one piękna, do paproci mam szczególną słabośc od lat. Gdybym miała sobie zrobić tatuaż to możliwe, że padłoby na paproć ;)  Wypatrzyłam skrzyp bagienny i storczyki i różne kwiaty, których nie znam.







Z informacji na tablicach, znajdujących się na terenie torfowiska wyczytałam, że rosną tu też rzadkie gatunki roślin takich jak turzyca obła, dwupienna i bagienna, wełnianka delikatna, przęstka pospolita, nasięźrzał pospolity, kozłek dwupienny, a także dwa gatunki mchów reliktowych (pozostałości po epoce lodowcowej). Ptaków nie wypatrzyliśmy, ponoć występowały tu cietrzewie (gatunek na wymarciu), no i jest sporo żurawi, potrzosów, rokitniczek, świergotków łąkowych, przepiórek i derkaczy. 
Otwarty teren torfowiska co jakiś czas musi przejść wycinkę m.in. ze względu na występujące tu ptaki, które gniazdują na otwartym terenie. Kilka lat temu "na powierzchni 23,3 ha przeprowadzono działania polegające na wykaszaniu odrostów ekspansywnych gatunków roślin, takich jak: wierzby, brzozy i trzciny oraz usuwaniu z terenów otwartych torfowiska samosiewów drzew i krzewów. Z uwagi na liczną awifaunę rezerwatu prace zostały wykonane w okresie jesienno-zimowym, po zakończeniu sezonu lęgowego występujących tu ptaków" (za https://www.gdos.gov.pl).

Spacer był udany, bo z adrenaliną. Jeden z chłopaków poślizgnął się na ścieżce z gałęzi — nie było trudno, serio — i przez moment przeżyłam chwilę grozy, wyobraźnia działa. Nasza niezawodna przewodniczka opowiadała też coś o różnych legendach związanych z tym miejscem, wypływających trumnach i innych takich. Ludzie różne rzeczy gadają, a historyjki z dreszczykiem zawsze padają na podatny grunt. 
Bardzo nam się tam podobało, choć gdyby nie pani Małgorzata pewnie byśmy tam nie dotarli. Miejsce jest dzikie, bez osoby znającej teren trudno się tam dostać. A warto! 



Komentarze

Prześlij komentarz