M jak morze, Joanna Concejo
Noszę się z napisaniem kilku zdań o tej książce od dłuższego czasu. Wracam do niej, czytam, oglądam. Na progu nocy, w łóżku układam w myślach słowa, a raczej zamykam w nich emocje, wszystko jest jasne i klarowne, napiszę tak jutro. A kiedy przychodzi jutro, siadam, zaczynam pisać, kasuję...
„M jak morze” to opowieść pełna melancholii i nostalgii. O samotności, o dorastaniu, o złości na świat i zagubieniu, o tęsknocie i pięknie natury. Obrazy pieczołowicie ułożone w albumie i zdjęcia luźno włożone między kartki. Co jest dzisiaj, co jest obrazem z przeszłości? Trudno ją opowiedzieć, właściwie to chyba się nie da — mówienie o niej powoduje dysonans, bo ciężko uchwycić tu konkret. Już prawie go masz i hyc, jeden kamyk ucieka i cała konstrukcja się wali...
Chłopiec, M., jest na plaży. Sam. Wpatrzony w linię horyzontu, dotyka tajemnic. Myśli, stawia pytania, zastanawia się. Słucha szumu fal i patrzy na horyzont. Czy tam ktoś jest? Czy może stoi tam taki sam chłopiec i patrzy w jego stronę? Samotność dziecka pogłębiona jest przez bezmiar wody, morze, które wydaje się nieskończonością.
Kumulują się w nim różne emocje, jest zły, rozdrażniony, pełen „nielubienia”. Wspomnienia jak fale zalewają jego myśli. Przypływy i odpływy. Rzucając kamykami, przypomina sobie figurkę zakopanego pomarańczowego dinozaura. Czuje żal za czasem, który odszedł, bo razem z nim odszedł też dziadek, który jest w tym wspomnieniu obecny. Czy wypełniające go obrazy z przeszłości są powodem jego samotności? Czy czuje się samotny, bo jest w wieku chaosu i przemian: dorasta, dojrzewa, nie dziecko już i jeszcze nie mężczyzna, a morze ze swoją żywiołowością, przestrzenią i nieprzewidywalnością uświadamia mu jego bezradność i zagubienie? Może te chwile, które obserwujemy, ta teraźniejszość — to ten moment, w którym chłopiec zdaje sobie sprawę, że czas płynie, a on wcale nie jest już mały i sam musi sobie z tym poradzić. Czy morze go wysłucha, czy morze mu odpowie? Choć nie potrafi krzyczeć i głos więźnie mu w gardle — krzyczy, a jego słowa unosi wiatr. Krzyk daje siłę i wyzwala. A kamyki są słone, jak woda i jak jak łzy.
Chłopiec stoi u progu nieskończoności, a ta fascynuje, zachwyca i przeraża. Ten chłopiec pewnie nie jest już chłopcem, tylko dorosłym mężczyzną, bo teraźniejszość zatrzymana na plaży może być teraźniejszością 1971 roku — taka data pojawia się na jednej ze stron.
Ilustracje Joanny Concejo mają to do siebie, że zmieniają się w oczach patrzących. Są jak kameleony — ich odbiór zależy od tego, kto patrzy i jaką niesie w sobie historię i przeżycia. Te obrazy można układać sobie według swojego klucza i interpretować je przez pryzmat osobistych doświadczeń i wrażliwości. Przefiltrowywać przez siebie jak wodę. Co zostaje w sitku?
„M jak morze” to opowieść pełna melancholii i nostalgii. O samotności, o dorastaniu, o złości na świat i zagubieniu, o tęsknocie i pięknie natury. Obrazy pieczołowicie ułożone w albumie i zdjęcia luźno włożone między kartki. Co jest dzisiaj, co jest obrazem z przeszłości? Trudno ją opowiedzieć, właściwie to chyba się nie da — mówienie o niej powoduje dysonans, bo ciężko uchwycić tu konkret. Już prawie go masz i hyc, jeden kamyk ucieka i cała konstrukcja się wali...
Chłopiec, M., jest na plaży. Sam. Wpatrzony w linię horyzontu, dotyka tajemnic. Myśli, stawia pytania, zastanawia się. Słucha szumu fal i patrzy na horyzont. Czy tam ktoś jest? Czy może stoi tam taki sam chłopiec i patrzy w jego stronę? Samotność dziecka pogłębiona jest przez bezmiar wody, morze, które wydaje się nieskończonością.
Kumulują się w nim różne emocje, jest zły, rozdrażniony, pełen „nielubienia”. Wspomnienia jak fale zalewają jego myśli. Przypływy i odpływy. Rzucając kamykami, przypomina sobie figurkę zakopanego pomarańczowego dinozaura. Czuje żal za czasem, który odszedł, bo razem z nim odszedł też dziadek, który jest w tym wspomnieniu obecny. Czy wypełniające go obrazy z przeszłości są powodem jego samotności? Czy czuje się samotny, bo jest w wieku chaosu i przemian: dorasta, dojrzewa, nie dziecko już i jeszcze nie mężczyzna, a morze ze swoją żywiołowością, przestrzenią i nieprzewidywalnością uświadamia mu jego bezradność i zagubienie? Może te chwile, które obserwujemy, ta teraźniejszość — to ten moment, w którym chłopiec zdaje sobie sprawę, że czas płynie, a on wcale nie jest już mały i sam musi sobie z tym poradzić. Czy morze go wysłucha, czy morze mu odpowie? Choć nie potrafi krzyczeć i głos więźnie mu w gardle — krzyczy, a jego słowa unosi wiatr. Krzyk daje siłę i wyzwala. A kamyki są słone, jak woda i jak jak łzy.
Chłopiec stoi u progu nieskończoności, a ta fascynuje, zachwyca i przeraża. Ten chłopiec pewnie nie jest już chłopcem, tylko dorosłym mężczyzną, bo teraźniejszość zatrzymana na plaży może być teraźniejszością 1971 roku — taka data pojawia się na jednej ze stron.
Ilustracje Joanny Concejo mają to do siebie, że zmieniają się w oczach patrzących. Są jak kameleony — ich odbiór zależy od tego, kto patrzy i jaką niesie w sobie historię i przeżycia. Te obrazy można układać sobie według swojego klucza i interpretować je przez pryzmat osobistych doświadczeń i wrażliwości. Przefiltrowywać przez siebie jak wodę. Co zostaje w sitku?
Morze domysłów i scenariuszy. Który jest właściwy? Twój własny.
Zastanawiałam się, czego takiego ta książka we mnie dotyka? Wiem. To smutek.
To mój album ze zdjęciami, mój powrót z jeszcze przyszłości do czasów, w których dzieci były małe. Małe, czyli blisko. Te same blond czupryny, zwinne i smagłe ciała, piłka, ruch. I to morze. Nasze morze — z pustymi plażami, żółtym piaskiem, trochę zamyślone, trochę senne i wietrzne. Obrazy zabaw na plaży i zbieranych znalezisk. Kamienie, muszle, patyki. Przyglądam się z uwagą mapie miasteczka — czy to wybudowany gród z płotami z patyczków, kamieni i roślin, wyrzuconych na brzeg? Czas, który jeszcze drży we mnie, ale za chwilę stanie się wspomnieniem. Zdjęcia stracą barwę. Jak się będę czuła, kiedy odejdą do siebie? Pewnie gdzieś głęboko będzie brzmiała we mnie cisza i ta kropla smutku, że to już i kiedy to się stało...
Joanna Concejo swoje książki maluje nostalgią i ciszą, czym za każdym razem łapie mnie za serce. Czasem zaciska je na ułamek sekundy. Z tą nie jest inaczej.
M jak morze,
Joanna Concejo,
wyd. Format, 2021,
Oprawa twarda,
Liczba stron: 52,
Format: 22 cm x 29 cm,
cena 49,90 zł.
Joanna Concejo,
wyd. Format, 2021,
Oprawa twarda,
Liczba stron: 52,
Format: 22 cm x 29 cm,
cena 49,90 zł.
Za serce i gardło chwyta mnie ta recenzja,piękna,pełna prawdy naszych uczuciach.Ilustracje przejmujące.
OdpowiedzUsuń