Odkrywca, Katherine Rundell, il. Hannah Horn


Po "Dachołazach", które mojemu 12-latkowi bardzo przypadły do gustu, przyszedł czas na "Odkrywcę". Czytaliśmy ją równolegle, czego nie lubię, bo to wygląda mniej więcej tak, że ja czytam - syn widzi, że czytam i nagle też ma ochotę zabrać się właśnie za tę książę, choć kilka innych czeka na parapecie. I tak sobie wyszarpujemy ją z rąk, w końcu ja pasuję - niech Młody skończy, niech czyta! I czekam. A kiedy już droga wolna - muszą uważać, żeby nie ulec pokusie i nie wciągnąć chłopaka w dyskusję, bo chętnie opowie mi książkę do ostatniej strony, a wtedy przyjemność już nie ta. Obyło się bez spamowania, choć milczenie kosztowało mojego syna dużo, doceniam, że dał radę.

Katherine Rundell w "Odkrywcy" wrzuca bohaterów w sam środek Puszczy Amazońskiej. Dosłownie! Mały samolot rozbija się w drodze do brazylijskiego miasteczka Manaus - ginie pilot, cało - choć pokiereszowani i przerażeni - wychodzą z katastrofy jedynie pasażerowie, czyli czwórka dzieci: Fred, Con, Lila i jej pięcioletni brat Maks.

Od tego, co wiedzą o dżungli zależy, czy przeżyją. Czy zachowają zimną krew, czy będą w stanie znaleźć jedzenie i kryjówki na czas nocy, gdy puszcza ożywa? Okazuje się, że co nieco wiedzą, a to dzięki książkom (warto podsuwać dzieciom przygodowe, jak trafią do dżungli będą jak znalazł!), a Lila dodatkowo od mamy botaniczki. Szukanie pożywienia (jak przyrządza się pająki?), krzesanie ognia, budowanie szałasu i tratwy, wspinanie się po drzewach przy zachowaniu maksimum ostrożności (węże, aligatory, jadowite pająki) - dzieciaki nie mają łatwo, chwilami skóra cierpnie i człowiek dziękuje, że leży sobie pod kocem z kukiem gorącej herbaty w ręku, a nie na posłaniu z liści i mchu, wsłuchany co najwyżej w szum radia, a nie tajemnicze i przerażające nocne odgłosy puszczy... Dreszczyk emocji zapewniony, tym bardziej, że ślady, które napotykają wskazują, że ktoś tu był, a może i ciągle jest...

Poza soczystymi opisami roślinności i życia w dżungli urzekająca jest rodząca się przyjaźń między obcymi sobie do niedawna dziećmi, lojalność i odpowiedzialność za siebie. Dzięki temu, że działają razem - mogą więcej. Jaki będzie finał już nie zdradzę.

Podrzućcie "Odkrywcę" dzieciakom - to niebezpieczna przygoda przeżyta "na sucho", świetna pożywka dla wyobraźni, raczej bez szans na doświadczenie w realu - tym bardziej warto!

Jednak muszę się też przyczepić - nie brakuje w książce językowych niezręczności. Szkoda, że nie wykazano więcej dbałości w tłumaczeniu - już pierwsze strony z opisem katastrofy sprawiają, że włosy na głowie stają dęba, bynajmniej nie z powodu dramatyzmu akcji tylko języka...

Odkrywca,
Katherine Rundell,
il. Hannah Horn,
tłum. Paweł Łopatka,
Wyd. Poradnia K, 2018,
oprawa miękka,
stron 350,
cena 34.99 zł.
wiek od 9 lat.


Komentarze

  1. Mam te same powody do zachwytu i te same uwagi językowe, co Ty :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniała książka! U nas podobnie, wyrywaliśmy ją sobie z rąk :) Nie zgadzam się jednak z opinią na temat tłumaczenia. To jeden z najlepszych tłumaczy literatury, stara dobra szkoła. To nie niezręczności językowe, ale język, który odchodzi w zapomnienie, bo dzisiaj wszystko jest wyrównane, sprasowane, jakby spod jednej matrycy (pewnie wpływ mediów). Kiedy czytałam Odkrywcę, czułam się, jakbym wróciła do swojego dzieciństwa i karmiła się tamtymi lekturami. Z kolei Dachołazy, w innym tłumaczeniu, choć ta sama autorka i wydawnictwo, wpisują się w ten dzisiejszy styl tłumaczenia i w ogóle posługiwania się językiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dwa przykłady tłumaczenia:
      "... miał dziarskie włosy w nozdrzach..." ,
      "... Con, skłębiona dotąd złością..."

      Usuń
    2. Choćby przykłady z korpusu SJP PWN: dziarski krok, dziarski wiek, dziarski fragment, dziarski głos... Tutaj z nutą humoru. Drugi fragment, dalej słownik: skłębić — skłębiać «wzburzyć, stłoczyć coś, tworząc kłębowisko». Lakonicznie i sto procent treści, świetny opis stanu emocjonalnego, który nie dość że pokazuje, jaka to emocja, to jeszcze widzimy, jak się zmienia ciało bohaterki pod jej wpływem.

      Usuń
    3. Moment katastrofy miał być dramatyczny, a zdarzyło mi się parsknąć śmiechem. "Pilot stęknął, sapnął i zamykając przepustnicę, zmniejszył prędkość. Zakaszlał, tak jakby się udławił". "pikowanie dziobem w dół" pleonazm.
      Początek czytałam dwa razy, ogólne wrażenie: zgrzytało mi, coś się nie zgadało, było mało czytelne. Gdzieś tam dalej też coś, ale trudno byłoby mi teraz szukać, bo nie zaznaczyłam.
      Ale książkę jak najbardziej polecam, sama przeczytałam ją z przyjemnością i autentyczną ciekawością, no i dzieciom podoba się bez zastrzeżeń.

      Usuń
    4. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz