O chłopcu, który pływał z piraniami, David Almond, il. Oliver Jeffers
Któregoś dnia, w połowie lektury opowiadałam babci chłopaków, że czytamy książkę, o takim chłopcu z maleńkiego miasteczka, w którym życie kręciło się wokół stoczni. Ojciec chłopca zginął w wypadku w stoczni, a miesiąc później jego matce pękło serce. Z żalu. Stanleyem zaopiekowało się wujostwo, też utrzymujące się z pracy w stoczni. I potem stało się coś strasznego - stocznię zamknęli. Bezrobocie, smutek, żal...
Ernie, wujek chłopca, wpadł na genialny pomysł - w domu ruszył z produkcją konserw rybnych. Z tygodnia na tydzień dom przemienił się w fabryczkę - nie było w nim miejsca nawet na łóżko dla Stana - chłopak spał w komodzie. I przestał chodzić do szkoły - pracował z wujkiem i ciocią o świtu do nocy i tak przez siedem dni w tygodniu... Interes kwitł. Ernie pracował, Annie - ciocia chłopca - pracowała i sam Stanley Potts razem z nimi. Bez ustanku nic tylko pracowali. Aż przyszły urodziny Stanleya, o których nikt poza Annie nie pamiętał - to ona wywalczyła jeden dzień wolnego dla jubilata, bo przecież urodziny to urodziny... I ten dzień zmienił wszystko.
Poznajemy szereg ludzi, jakich na co dzień raczej się nie poznaje - wagabundów, cyrkowców, pracowników wesołego miasteczka. Zawsze w drodze. Aż trudno uwierzyć, że w tę drogę wyruszy i Stanley Potts. I ta droga zmieni wszystko.
Kiedy tak opowiadałam babci chłopców, co było dalej - brzmiało to tak, że och... Babcia zapytała, czy to na pewno dobra lektura dla dzieci, przecież ten natłok nieszczęść i dramatów jest za ciężki, jak go tak na barki dzieci zrzucać... No właśnie.
Jednak sposób relacjonowania historii - trochę zdystansowany, trochę magiczny, żonglerka przeciwnościami (robotnicze, szare miasto kontra koloryt wesołego miasteczka-cyrku) - powoduje, że opowieść traci realność - nie boli, tylko ciekawi i wciąga po uszy. Chce się ze Stanleyem dotrzeć do ostatniej strony, żeby wiedzieć, w jakim momencie jego życia się z nim rozstaniemy, gdzie on będzie i gdzie my będziemy?
Stanley przebył długą drogę, pozostali bohaterowie też - odejście chłopca było punktem zwrotnym. Dla wszystkich. Piękna historia o przemianie i prowadzącej do niej drodze, o marzeniach, o tym, że każdy jest na swój sposób niezwykły. Historia, która kłębi się w głowie i nie daje prostych odpowiedzi, one przychodzą z czasem. Co jest ważne?
Mam też zastrzeżenia - drażnił nas sposób mówienia negatywnych bohaterów z firmy Fiś - autor chciał podkreślić braki w wykształceniu, słownictwie, jednak było to męczące i dla mnie - czytającej i słuchających chłopaków i chyba nie do końca potrzebne. Z żalem patrzyłam też na ilustracje, bo mało ich, a miałam ochotę nacieszyć oczy, ale cóż - w książkach dla starszych dzieci nie ma co liczyć na więcej.
O chłopcu, który pływa z piraniami
David Almond,
il. Oliver Jeffers,
przeł. Katarzyna Androsiuk,
wyd. Zielona Sowa, 2016.
Te postacie z FIŚ chyba każdego denerwowały :)
OdpowiedzUsuńbo denerwujące były ;)
UsuńNie znam tej książeczki, niestety - nie mam dzieci więc póki co wracam raczej do książek z własnego dzieciństwa. :) Zapowiada się jednak bardzo sympatycznie. I wcale nie zgadzam się z tym, że książki dla dzieci powinny być pozbawione nieszczęść i dramatów. Przecież wszyscy ich doświadczamy, a poprzez książeczki dzieci mogą się z tym oswoić, ale też zobaczyć, jak w takich sytuacjach radzą sobie bohaterowie.
OdpowiedzUsuńZgadzam się, pisać można, a nawet trzeba o wszystkim, wszystko rozbija się tylko o to: jak? ;)
Usuń