Moja mama Gorylica, Frida Nilsson, il. Lotta Geffenblad
Gorylica jest nieokrzesana, odrażająca. Wielka, owłosiona i niechlujna, ubrana w coś, co kiedyś przypominało ubranie i jeździ rozpadającym się volvo. Jest ostatnią istotą, u której chciałoby zamieszkać dziecko. Bo dzieci marzą o pięknych rodzicach, eterycznych mamach z blond lokami, pachnących perfumami i ojcach w wypastowanych butach, jeżdżących nowymi samochodami. O takich rodzicach na pewno marzą dzieci przebywające w domu dziecka Czysty kąt. Pojawienie się Gorylicy wywołuje strach i przerażenie.
Tylko Jonna nie ucieka. Nie ucieka jednak nie dlatego, że się nie boi, tylko dlatego, że strach ją paraliżuje, zastyga nas środku placu, nie mogąc oderwać oczu od indywiduum, gramolącego się z samochodu.
Gorylica bardzo pragnie mieć dziecko, a w Jonnie — która ciągle obrywa za brudne ręce od prowadzącej dom dziecka, Gerd — odnajduje siebie sprzed lat. Ku przerażeniu dziewczynki dochodzi do adopcji — Jonna opuszcza Czysty Kąt, by zamieszkać na złomowisku...
Dziewczynka nie raz próbuje uciec od Gorylicy, jednak z dnia na dzień dostrzega, że jej adopcyjna matka — jeśli odrzuci stereotypowe myślenie — ma i zalety. Dużo zalet. I dużo mądrości i ciepła. I miło jest się do niej przytulić... Niechęć topnieje. Kontakt staje się coraz bliższy, a Jonna odkrywa uroki życia na złomowisku. Wszystko jest tu inne niż w Czystym Kącie. Można robić, co się chce, nie myć rąk, nie czesać włosów, bawić się i rozmawiać z Gorylicą, która nie strofuje, nie poucza. Po pewnym czasie Jonna nie wyobraża sobie życie gdzie indziej i z kimś innym. A już absolutnie nie wyobraża sobie powrotu do domu dziecka i zimnej Gerd.
Bo dom dziecka jest bezdusznym miejscem, dzieci i ich potrzeby są ignorowane. Ale potrzeby dzieci są nieistotne nie tylko tu — o czym szybko przekonuje się była wychowanka Czystego Kąta — na państwo (władze gminy) też nie może liczyć, bo tu ważne są pieniądze i układy. Gorzka to lekcja.
Książka porusza. To nie jest łatwa lektura, ale literatura szwedzka z tego słynie — nie ma tu tematów tabu, tematów za trudnych, za mocnych. życie dwójki bohaterek w kontrze do całego świata — przyjaźń i wreszcie miłość, która się między nimi rodzi, może kruszyć mury. Czytając ją, przypominały mi się obrazy z filmu „Thelma i Louise”, bo choć temat przewodni jest zupełnie inny, to bohaterki coś łączy — poczucie zagubienia, wyobcowania, i rodząca się w nich siła i wola, by walczyć o siebie. I przekaz najważniejszy: pozory mogą mylić! Nie oceniajmy innych, po tym, co na zewnątrz. Patrzmy głębiej, widźmy dalej.
Moja mama Gorylica,
Frida Nilsson,
il. Lotta Geffenblad,
wyd. Zakamarki, 2014,
oprawa twarda,
stron 164,
od 6-10 lat.
Gdzieś już mi się rzuciła w oko ta książka , więc musze przyjrzeć się jej bliżej :)
OdpowiedzUsuńŚwietna książka, mnóstwo emocji. Też mnie ten brud uwierał, chwilami wyobrażanie sobie go było wręcz odrażające, hehe, ale myślę sobie, że dzięki temu kontrast z obowiązkowym myciem rąk (i ogólnie, chłodną nijaką sterylnością istnienia jako mieszkańca domu dziecka) był jeszcze większy i wzmocnił przesłanie całej historii.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa, jak ja odebrałabym postać Gorylicy. Może skuszę się kiedyś na tę publikację.
OdpowiedzUsuń