Pędzące jeże, Egmont
Lubię jesień za ... i tu mogłabym wyliczać długo! Za liście, za zapach, za .... I za czas domowy, który jest atrakcją po czasie letnim - godziny spędzane w domu stają się dłuższe, wolniej płyną, a czasem dryfują do wieczoru, co po czasie śmigającym na placach zabaw, boiskach i leśnych polanach - jest zaskoczeniem. Przynajmniej przez jakiś czas. W czasie jesiennym gramy i gramy, bo latem po prostu nie ma kiedy!
Pędzące jeże to gra dla miłośników Pędzących żółwi. Żółwie biegły do sałaty, jeże muszą pokonać kładkę na trasie do sadu jabłkowego! Pudełka, plansze są bardzo wizualnie podobne. Żółwie pędzą wolniej, mogą się cofać, wchodzić na siebie, jeże posuwają się wyłącznie do przodu. Czerwone jabłuszka kuszą, więc jeże gnają na łeb na szyję, pod warunkiem, że ich opiekunowie mają odpowiednie karty albo ktoś je litościwie "podpędzi".
No właśnie - tu się zatrzymam, bo ktoś, kto grę zna, może w tym miejscu unieść w zdziwieniu brwi do góry. W założeniu bowiem gracze nie mają swoich pionków - jednak u nas to nie przeszło. Chłopaki wybrali sobie po jeżu w ulubionym kolorze i już, przepadło. Kibicowali swoim, swoje wspierali i byli wdzięczni za pomoc w postaci "podpędzenia" ;) Tak więc gra może mieć kilka wariantów, modyfikowanych w zależności od potrzeb grających :)
Do dyspozycji mamy 55 kart (z jokerami), pięć jeży (śliczne są, drewniane!) i mnóstwo kartoników z cyframi, które przydają się po zakończeniu gry, do liczenia punktów.
Jokery przydają się w czasie gry, kiedy przychodzi do liczenia punktów nic po nich, więc lepiej jest ich się pozbyć przed finałowym wyścigiem. Wygrywa osoba, która na koniec gry ma w rękach najwięcej kart w kolorze zwycięskiego zawodnika. Z gry na grę - gra się ciekawiej, kiedy wiadomo już o co chodzi, do zwykłego przesuwania jeży na planszy dochodzi główkowanie i kombinowanie, co tu zrobić, aby mieć najwięcej kart zwycięskiego jeża, jak to rozegrać, żeby...
Gra się szybko, dlatego nie można się znudzić. Choć Franek, który w żółwiach jest zakochany, uważa, że jeże są mniej emocjonujące. I muszę się z nim zgodzić ;)
Jak gra wygląda, widzicie sami na zdjęciach.
Pędzące jeże,
autor Reiner Knizia,
il. Rolf Arvi Vogt,
Egmont,
cena ok. 48 zł.
Tylko że jeże nie jedzą jabłek :-(
OdpowiedzUsuńJabłek nie jedzą, ale po sadach lubią się kręcić ;)
UsuńWłaśnie się nad tą grą (tudzież nad "Żołwiami") zastanawiam dla mojego prawie czterolatka. Ciekawa jestem, czy poradziłby sobie z jej zasadami i czy by go zaintrygowała. Lubię gry z takimi drewnianymi elementami, ta też mi się podoba:) No i właśnie doczekać się nie mogę, kiedy u nas jesienno-zimowe wieczory będą upływać na grach w gry:)
OdpowiedzUsuńBlog: Dałabym Ci gwiazdkę z nieba
Mam pędzące żółwie i moja córka słabo sobie radzi z kwestią taktyczną dlatego gramy w wersję uproszczoną. Gracz nie rozgrywa kart, tylko losuje i realizuje wylosowaną. Mam jednak nadzieję zaprząc do gry tatę i w rozgrywce z tatą pokazać jej na czym polega taktyka w tej grze.
UsuńMarzena, to prosta gra. Moi pięciolatkowie przed rokiem w podobne grali bez problemu. A zliczanie punktów może być okazją do nauki dodawania.
OdpowiedzUsuń