Teodor, Maria Szczodrowska
Kiedy zobaczyłam "Teodora", wiedziałam, że muszę go mieć. Bo jest piękny! I jest - jednak treść mnie trochę rozczarowała. Ale o tym później.
Beżowe, płócienne okładki, z ookrągłym okienkiem na tytułowej stronie, w którym widzimy portret królika. Zdjęcia, ilustrujące tekst, to teatr w plenerze. Aktorzy (w roli bohaterów wystąpili znajomi autorki książki), przebrania, rekwizyty i piękne światło. Każdy szczegół i szczególik dopracowany i przemyślany - widać, że autorka poświeciła książce naprawdę dużo czasu. Zdjęcia robione średnioformatowym mieszkowym aparatem analagowym z lat 50-tych. To wszystko tworzy wyjątkowy nastrój - senny, nostalgiczny, magiczny...
Królicza kraina o świcie.
Każda strona - majstersztyk - dwie foliowe strony z nadrukiem uzupełniającym zdjęcia, ręcznie naklejane złocenia na jednej z rozkładówek, dopracowana czcionka, delikatne i nienarzucające zdobienia na każdej ze stron - wszystko spójne i wzbudzające zachwyt. Bo na naszym rynku nie ma książek tak robionych. Od a do z z nastawieniem na formę. To dzieło rękodzielnicze i introligatorskie - Maria Szczodrowska sama wykonała kilka egzemplarzy w swojej pracowni, każda z tysiąca książek ma ręcznie szytą okładkę na płytę (tak, tak jest i audiobook dołaczony do książki - czyta go Olga Bołądź) i przybity stempel (śliczny!).
Jednak treść mnie rozczarowała - nie znalazłam tu czegoś, co by mnie porwało, autentycznie wzruszyło, zaciekawiło. Jest ładnie, jest poprawnie. Ale liczyłam na więcej! Że treść będzie, jak forma - ZACHWYCAJĄCA! Chłopaki ( 8 lat i prawie 5) oglądali ilustracje z dużym zainteresowaniem, tym bardziej, że dotąd chyba nie trafiliśmy na książkę dla dzieci, w której bohaterowie przedstawieni byliby tak, jak w "Teodorze", jednak w czasie czytania wiercili się i po prostu trochę nudzili.
Jest królik, który niebawem idzie do szkoły, ale ma problem - nie umie mówić "r" (Chcę wymiawiać R. W przeciwnym razie nigdy nie będzie dorosły). Mama zapisuje go na lekcje do świerszcza Leona, który pracuje z Teodorem i przez zabawę ćwiczy z nim język i wymowę. Teodorowi i jego mamie towarzyszymy od jesieni do wiosny i tak jak zmieniają się pory roku, tak i zmieniają się nastroje bohaterów. Mama staje się weselsza (czy zasługa w tym też częstych wizyt logopedy?), a Teodor nabiera pewności i pozbywa się lęku przed szkołą i dorosłością.
"(...) Wątek wady wymowy królika wraz z kształtowaniem historii staje się pretekstem do wystąpienia innych, mających swoje źródło w powszechnych problemach społecznych. Pojawiają się między wierszami i wychodzą z zakamarków ilustracji. To rarytas dla tych, dla których odczytywanie sensów książki niekoniecznie wiąże się z przeczytaniem tekstu" - czytamy na stronie winwin.org.pl
Po takich zapowiedziach miałam chrapkę na dużo, dużo więcej. Po przeczytaniu książki mam raczej wrażenie, że autorka nieco prześlizguje się po temacie i to zarówno wady wymowy, jak i braku ojca i związanej z tym tęsknocie Teodora, i tych problemach społecznych (rozbita rodzina, brak ojca?). Czegoś mi tu brakuje, w czasie czytania pojawiają się pytania, na które nie znajdziemy odpowiedzi.
Jednak nie zmienia to faktu, że to książka, która mnie cieszy. Bardzo cieszy. I oby na rynku pojawiało się więcej książek formą mogących dorównać tej!
Maria Szczodrowska,
Wydawnictwo Fundacji Win-Win,
2014.
Od czegoś trzeba zacząć :) Skoro M.Sz. jest perfekcjonistką jeśli chodzi o formę, pozostaje życzyć sobie i jej - szczęścia do tekstów. W każdym razie - ja trzymam kciuki za niełatwą sztukę książki autorskiej.
OdpowiedzUsuńKsiążka zapiera dech, bez dwóch zdań. Co do treści, po zachwytach tu i ówdzie, liczyłam na więcej, może podejście miałam niewłaściwe i wymagania zbyt podkręcone... Muszę z nią trochę "pobyć". Jednak zdecydowanie polecam, bo to piękna rzecz! I też trzymam kciuki :)
OdpowiedzUsuń