Okruszki
Wsiadł do autobusu na przystanku Dworzec Wileński. Przednimi drzwiami. Znalazło się wolne miejsce, blisko wejścia. Za pierwszym razem nie zwróciłam na niego uwagi, dopiero kiedy usiadł, a ja odwróciłam głowę.
Nie spojrzał na mnie ani razu, a przecież musiał kątem oka widzieć, że patrzę. Najpierw nieśmiało, a potem zawieszałam się na patrzeniu na jego twarz, dopóki nie rozmywała mi się przed oczami. Bałam się, że spojrzy i wszystko okaże się zupełnie inne. Uczepiłam się tej jednej chwili, mojego wyobrażenia, jego podobieństwa.
Siedział wyprostowany, trzymając na kolanach torbę listonoszkę z popękanymi rogami. Ta torba na pewno ma wiele lat. Ze skaju, zamykana na srebrny zatrzask, zniszczona. W kolorze trudnym do określenia, spłowiała ze starości.
Miał granatową kurtkę ze ściągaczami przy rękawach i wykładany kołnierz, a pod nią brązowy, wełniany sweter z golfem. Brązowe, materiałowe spodnie i czarne zamszowe trzewiki, zawiązywane na sznurówki. Siedział zastygły w bezruchu, tylko drgające powieki zdradzały, że tam jest.
- Czy mogę Panu zrobić zdjęcie? - nie powiedziałam. Może to nie przypadek, że wożę aparat na dnie torby od kilku dni. Może on jest tam po to, bym mogła zrobić właśnie to jedno zdjęcie?
- Dlaczego? - nie powiedział On.
Na głowie miał czarną czapkę z daszkiem, typowy kaszkiet. Krótkie siwe włosy, równiutko przycięte. I ta twarz.
Prawie.
Siwe, przycięte brwi, miejscami krzaczaste. Dużo zmarszczek, kilka głębokich, jak wyżłobionych, oplecionych siateczką mniejszych i płytszych. Nos. Taki podobny, zabrakło tylko małego garba na środku. I to miejsce pod - identycznie wysunięte do przodu usta. Kształt głowy. Ślad po zaroście. Kilka niesfornych włosków czających się z dala od brwi i wyrastających na nosie. Jego skóra miała taki kolor, że chciałam wyciągnąć rękę i dotknąć policzka.
W tej twarzy było coś - wspomnienie, które sprawiało, że nie mogłam przestać patrzeć.
- Dlaczego tak się Pani na mnie patrzy? - nie powiedział On.
- Bo przypomina mi Pan kogoś.
- To dobrze?
- Tak.
Potem był jego przystanek, wstał i ściskając torbę, przesunął się do drzwi. Mojego wzrostu, drobny, ale widać, że kiedyś, może kilkanaście lat temu jego sylwetka była większa, z latami skurczył, zmalał.
Patrzyłam na niego i chciałam go zapamiętać.
Tak kiedyś mógłby wyglądać mój Tata.
Mógłby.
... piękne ...
OdpowiedzUsuńWracam do tego tekstu co i raz bo mni ewzruszył.
OdpowiedzUsuńja też, już któryś raz czytam...
Usuń