Pan z naklejkami
Chciałabym wychować dzieci na wrażliwych ludzi, dla których empatia nie będzie tylko hasłem w słowniku. Nie wiem, czy będzie im z tym łatwiej w życiu. Pewnie nie, ale przecież w życiu rzadko kiedy jest łatwo, a i nie o to chodzi. Od małego staram się zwracać ich uwagę na innych ludzi, zwierzęta, przyrodę... Staram się, aby umieli się zachować w różnych sytuacjach, nie dzielili, a byli otwarci. Żeby widzieli, żeby pomagali.
Jak ktoś się może czuć, kiedy... Pomyśl, jak ty byś się poczuł... Jak ty się czułeś, gdy...
Czytamy książki, rozmawiamy, przywołuję swoje wspomnienia i historie. To zdaje egzamin na tyle, na ile w tym wieku może zdawać. Wieku, kiedy dziecko zauważa i się dziwi, bo styka się z czymś pierwszy raz. Jest bezpośrednie i ciekawe. Czasem nie wie, jak się zachować i że słowo może urazić.
Czytałam wywiad z chłopakiem, który nie ma rąk. Opowiadał, jak kiedyś poszedł na basen, bo pływa, choć nam - mającym ręce, wydaje się to niemożliwe. W szatni spotkał ojca z dzieckiem. Dziecko spojrzało na niego: - Tato, tato, ten pan nie ma rąk! Ojciec, nie skomentował tego, tylko rzucił: - Ubieraj się szybko, no już!
- To normalne, że dziecko zwróciło uwagę na brak rąk, szkoda, że ojciec nie zareagował i nie powiedział: tak, ten pan nie ma rąk, jest niepełnosprawny - mówił chłopak.
Bo my boimy się przy osobach niepełnosprawnych mówić o ich niepełnosprawności, to krepuje, łatwiej udawać, że nie ma wózka, kuli, rąk powykręcanych przykurczem, że nie słyszymy słów, wypowiadanych z wielkim trudem - nie ze złych intencji, tylko często dlatego, że boimy się zrobić im przykrość, dotknąć. A osoby z fizycznymi dysfunkcjami czują się, jakby były niewidzialne.
Pierwszy zareagował Staś. Popatrzył na pana, potem na mnie - w jego oczach i na całej buzi widziałam strach. Bał się. Antek też. Zerwali się z ławki i ukryli za mną. Nie zdążyłam nic powiedzieć, kiedy w stronę Stasia wyciągnęła się ręka z trójwymiarową naklejką. Staś nieśmiało wyciągnął swoją i wziął od pana naklejkę. Ręka mężczyzny zanurkowała w kieszeni, pojawiła się druga naklejka. Dla Antosia. Chłopcy podziękowali i usiedli z powrotem na ławce. Z mężczyzną uśmiechnęliśmy się do siebie. Chłopcy z zaangażowaniem oglądali trójwymiarowe krążki, Mama, a co tu jest napisane, mama , a co to... Co jakiś czas zerkali na pana, uśmiechali się, a i pan uśmiechał się do nich.
Kiedy później wróciłam w rozmowie do tego spotkania - chłopcy nie widzieli problemu, nie pamiętali tego, że się przestraszyli - Był pan, który dał nam naklejki!
Myślę o tym człowieku i o tych małych naklejkach, które miał w kieszeni. Czy to przypadek, że je miał? Czy nosi je specjalnie, żeby właśnie w takich sytuacjach uspokajać dzieci?
Myślę o tym, co mówił chłopak bez rąk. Ja też nie zareagowałam jakoś - mężczyzna na przystanku "wybawił mnie" od tego, odwrócił zainteresowanie od przyczyny strachu, oswoił go. Jednak myślę, co powinnam wtedy powiedzieć, czy powinnam coś powiedzieć?
Jak Wy byście zareagowali?
Jak ktoś się może czuć, kiedy... Pomyśl, jak ty byś się poczuł... Jak ty się czułeś, gdy...
Czytamy książki, rozmawiamy, przywołuję swoje wspomnienia i historie. To zdaje egzamin na tyle, na ile w tym wieku może zdawać. Wieku, kiedy dziecko zauważa i się dziwi, bo styka się z czymś pierwszy raz. Jest bezpośrednie i ciekawe. Czasem nie wie, jak się zachować i że słowo może urazić.
Czytałam wywiad z chłopakiem, który nie ma rąk. Opowiadał, jak kiedyś poszedł na basen, bo pływa, choć nam - mającym ręce, wydaje się to niemożliwe. W szatni spotkał ojca z dzieckiem. Dziecko spojrzało na niego: - Tato, tato, ten pan nie ma rąk! Ojciec, nie skomentował tego, tylko rzucił: - Ubieraj się szybko, no już!
- To normalne, że dziecko zwróciło uwagę na brak rąk, szkoda, że ojciec nie zareagował i nie powiedział: tak, ten pan nie ma rąk, jest niepełnosprawny - mówił chłopak.
Bo my boimy się przy osobach niepełnosprawnych mówić o ich niepełnosprawności, to krepuje, łatwiej udawać, że nie ma wózka, kuli, rąk powykręcanych przykurczem, że nie słyszymy słów, wypowiadanych z wielkim trudem - nie ze złych intencji, tylko często dlatego, że boimy się zrobić im przykrość, dotknąć. A osoby z fizycznymi dysfunkcjami czują się, jakby były niewidzialne.
Pan z naklejkami
Sytuacja z naszego życia, wydarzyło się to kilka dni temu. Przesiadałam się z chłopakami z autobusu do autobusu, czekaliśmy na przystanku. Na przystanek przyszedł mężczyzna. Całą twarz miał w dużych brodawkach, to nie była jedna, dwie - cała twarz upstrzona była nimi, a one same były dosyć duże. Nie wyglądał dobrze, wiadomo - choroby skóry rzadko kiedy prezentują się estetycznie. Chłopcy siedzieli na ławce. Zobaczyli go, stanął blisko. Patrzył na nich, na nas. Osoby w jakiś sposób wyróżniające się wyglądem nie wywołują u nich sensacji. Wiedzą, że ludzie są różni, rozmawiamy o tym, na pewne rzeczy nie mamy wpływu, tak jest i już. Jednak nie byli przygotowani na kogoś, kto tak wygląda.Pierwszy zareagował Staś. Popatrzył na pana, potem na mnie - w jego oczach i na całej buzi widziałam strach. Bał się. Antek też. Zerwali się z ławki i ukryli za mną. Nie zdążyłam nic powiedzieć, kiedy w stronę Stasia wyciągnęła się ręka z trójwymiarową naklejką. Staś nieśmiało wyciągnął swoją i wziął od pana naklejkę. Ręka mężczyzny zanurkowała w kieszeni, pojawiła się druga naklejka. Dla Antosia. Chłopcy podziękowali i usiedli z powrotem na ławce. Z mężczyzną uśmiechnęliśmy się do siebie. Chłopcy z zaangażowaniem oglądali trójwymiarowe krążki, Mama, a co tu jest napisane, mama , a co to... Co jakiś czas zerkali na pana, uśmiechali się, a i pan uśmiechał się do nich.
Kiedy później wróciłam w rozmowie do tego spotkania - chłopcy nie widzieli problemu, nie pamiętali tego, że się przestraszyli - Był pan, który dał nam naklejki!
Myślę o tym człowieku i o tych małych naklejkach, które miał w kieszeni. Czy to przypadek, że je miał? Czy nosi je specjalnie, żeby właśnie w takich sytuacjach uspokajać dzieci?
Myślę o tym, co mówił chłopak bez rąk. Ja też nie zareagowałam jakoś - mężczyzna na przystanku "wybawił mnie" od tego, odwrócił zainteresowanie od przyczyny strachu, oswoił go. Jednak myślę, co powinnam wtedy powiedzieć, czy powinnam coś powiedzieć?
Jak Wy byście zareagowali?
No tak... trudno tak szybko znaleźć odpowiednie słowa w takiej sytuacji. Pan na przystanku zachował się fantastycznie. Myślę, że był już na to przygotowany i wybawił Cię z kłopotu.
OdpowiedzUsuńRzadko się to zdarza bo zwykle takim ludziom albo jest przykro albo się obrażają. Nie zapomnę jak mój Starszy, gdy miał może ze 3 latka powiedział w windzie "Mamo, ale ten Pan to grubas!" Myślałam, że zapadnę się pod ziemię, gdy Pan powiedział, że "pięknie wychowałam syna"... :-)
Zachował się rzeczywiście fantastycznie, pewnie nie raz i nie dwa miał tego typu sytuacje. Jego uśmiech nie był wymuszony, on się serdecznie uśmiechał!
UsuńA historyjka w windzie... taaak, też zaliczyliśmy podobne sytuacje kilka lat temu ;) pozdrawiam
Ponieważ mam typ inteligencji "schodowej" (zazwyczaj dopiero po wyjściu pojawia się odpowiednia riposta..) pewnie nic bystrego bym nie rzekła. "Pan jest chory" itp.
OdpowiedzUsuńNajciekawsze jest jednak zachowanie (przygotowanie?) tego człowieka. I nasze (zawsze?) nieprzygotowanie. Gdzieś z tylu głowy natychmiast pojawia mi się obraz z "Elli, Elli".
A dla rodziców i dzieci, którzy się uczą się "jak być" wobec różnych, społecznie, drażliwych tematów super książką jest "Jedno oko na Maroko". Polecam :)
Eli Eli Tochmana? Za podrzucenie tytułu "Jednego oka" - dziękuję, już zerknęłam - nie znamy tej książki, muszę ją namierzyć! pozdrawiam
OdpowiedzUsuńinteligencja schodowa... też tak mam!
UsuńJa mam za sobą jedno takie spotkanie z piaskownicy, kiedy nie wiedziałam, jak zareagować. Przyszła babcia z wnuczkiem i niepełnosprawną córką - nie wiem, co to za choroba, ale kobieta (ta córka) wydawała tylko nieartykułowane dźwięki i słabo kontrolowała ruchy, chociaż jednocześnie bawiła się z chłopcem. I mój się oczywiście przestraszył (inna sprawa, że miał taki okres, że na jednych obcych reagował pozytywnie, a innych - zupełnie normalnych - się bał), a mi było głupio. Teraz mi głupio że było mi głupio ;) Bo to w sumie była całkiem naturalna reakcja z jego strony. Ale wtedy wzięłam go na kolana i bawiliśmy się dalej obok.
OdpowiedzUsuńA kiedy widzimy kogoś na wózku i Krzysiul krzyczy: "Pan ma wózek!" to mówię po prostu, że tak, pan jest chory i jeździ takim wózkiem. Innych przypadków na razie chyba nie było, synek jest mały i jeszcze słabo wyczulony na jakąkolwiek inność, więc większość jeszcze przed nami.
Masz rację, reakcja jest naturalna. Ale sytuacje szczególnie dla empatycznych rodziców są niezręczne, choć potem bywają powodem do dobrych rozmów, nie zawsze na "sucho" da się dziecku wytłumaczyć pewne rzeczy. Na szczęście jest coraz więcej książek, traktujących o ludziach chorych czy mających problemy z innością związaną z wyglądem. Moi chłopcy zwracają uwagę na wózki czy kule - pan/pani ma chore nóżki? - upewniają się. Raz zatrzymali się przy mężczyźnie na wózku i zaczęli z nim rozmawiać. Zapytali, czy ma złamaną nogę - mężczyzna z uśmiechem odpowiadał na ich pytania, wywiązała się bardzo miła i ciepła konwersacja dla wszystkich stron :)
UsuńNie zapomnę, kiedy moja córka zapytała na cały głos:"Mamo, czy ta pani jest taka gruba czy jest w ciąży?". :)
OdpowiedzUsuńOstatnio sporo rozmawiamy z dziećmi na ten temat. W naszym przedszkolu, wcale nie integracyjnym, są dzieci z Aspergerem, Downem, autyzmem. Niektóre mają nauczycielki wspomagające. Dla mojego syna to normalna rzecz. Za naszych czasów nie diagnozowano dzieci tak powszechnie. Inność częściej wywoływała w dzieciach z naszego pokolenia śmiech lub agresję.
Masz rację - nie tylko nie diagnozowano, ale też nasze pokolenie nie było tak "wyedukowane" przez dorosłych, nie było pogadanek w szkołach czy przedszkolach, niepełnosprawność była ukrywana - nawet może nie celowo, tylko ze względu na bariery architektoniczne. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń