Z półki dziadków...
Kiedy byłam dzieckiem, czasem zakradałam się i po cichu otwierałam tę szafkę i wyciągałam pierwszą lepszą książkę, mocno pachnącą kurzem, z pożółkłymi, wypadającymi stronicami. Lubiłam potrzymać je w dłoniach, powdychać zapach, zamyśleć się - ile ta książka przeżyła, do kogo należała, w jakich domach na półkach stała? Za każdym razem byłam zdumiona i czułam, jakbym trzymała w rękach CZAS. Ukrywałam się z tym swoim zamiłowaniem, nie wiem dlaczego, bo nigdy nikt nie zabraniał mi "grzebać" w książkach, tutaj jednak jakbym czułam, że ich wiek zobowiązuje do specjalnego traktowania... Że może nie powinnam, ze względu na ich wartość, tak po prostu ich ruszać.
Przy okazji pobytu świątecznego w domu, mając w pamięci akcję Otymze, otworzyłam szafkę - obecnie za choinką - całkiem legalnie. Przepatrzyłam książkę po książce. I choć lat mi przybyło od czasu, kiedy ostatni raz uchylałam drzwiczki tej magicznej szafki - wrażenie jest to samo! Tylko przez zdumienie i szacunek do tego zbioru przebija jeszcze żal, że nigdy nie zapytałam Taty o ich historię. On - z wykształcenia polonista, z pasji bibliofil, zamiłowany historyk i zbieracz starych rzeczy pewnie opowiedziałby mi wiele ciekawostek związanych z każdą z nich. Nieco informacji na temat tego zbioru udzieliła mi mama, trochę pomogły też ciocie, siostry Taty, które odwiedziły nas w święta.
Większość z tych książek (ale dokładnie które - nie wiadomo), przed wojną należała do rodziny Malarskich, którzy mieszkali w dworku w podkrakowskiej wsi Książnice Wielkie. Po powstaniu styczniowym zmuszeni zostali opuścić majątek - przenieśli się w pobliże domu rodziny mojego Ojca (ich nowa posiadłość, w klimacie dworku bezpośrednio sąsiadowała z domem i podwórkiem Taty). Po wojnie ostatni Malarscy - matka z synami, przenieśli się do miasta, a dom z sadem sprzedali. Nowi właściciele nie przywiązywali wagi do zgromadzonych tu resztek zbiorów książek (które zostały po poprzednich właścicielach) i rozdawali je zainteresowanym nimi sąsiadom i wszystkim, którzy wyrazili chęć przygarnięcia konkretnej lektury. W taki sposób kilkanaście z nich stało się własnością mojego Taty.
Książki, które odłożyłam na bok, zgodnie z akcją, mają być dla dzieci.Wyszperałam kilka pozycji, którym uważniej się przyjrzałam.
Bari, syn Szarej Wilczycy, J.O Curwood'a (przekład J. Marlicz, Księgarnia Św. Wojciecha, wydanie drugie, rok wydania 1937). Introligatorska okładka, dane o wydawnictwie, wydaniu - jednak bez daty. Przekopałam internet - książki te opisuje się jako wydane w 1937 roku.
To druga część historii wilczej rodziny (pierwsza to "Szara wilczyca"), której pierwszoplanowym bohaterem jest Bari (syn wilczycy i psa), żyjącej w kanadyjskiej puszczy.
***
"Krótka gieografja dla dzieci, cz. 1", Anny Nałkowskiej (nakładem Księgarni J. Lisowskiej, 1907),
***
"Latorośle, Pustelnia w górach, Czukcze" Sieroszewskiego (3 opowiadania z il. Górskiego i Pankiewicza), rok wyd. 1900. Czy to dla dzieci - niekoniecznie, jednak o dzieciach.
***
I na koniec - perełka! "Zasady poprawnego pisania" Józefy Kamockiej (wyd. 1886) - napisane dla uczennic. Przeczytajcie ten tekst - teraz tak się już nie pisze! Toż to urocze jest!
niesamowite książki, piękne! Ja również mam wielki sentyment do książek z historią, zawsze wzbudzają we mnie mnóstwo pytań skąd pochodzą, kto je czytał? Zazdroszczę pokaźnego zbioru:)) bardzo!
OdpowiedzUsuńZbiór jest naprawdę imponujący! Mnie tylko żal, że z moich książek z dzieciństwa mało pozostało. Pamiętam okładki, tytuły, ale książek nie ma! Pozostało dosłownie kilka...
OdpowiedzUsuńCudeńka! ratuję takie perełki przed strasznym końcem na makulaturze; można czasami znaleźć niesamowite skarby na takich strychowych wykopkach.
OdpowiedzUsuńPiękne zbiory! Ja niestety nie dysponuję takimi pamiątkami. Warto o nie dbać, bo to świadectwo przeszłości. Bardzo dziękuję, że pokazałaś nam zdjęcia swoich książkowych pamiątek.
OdpowiedzUsuńWow, robi wrażenie! Ja miałam tylko z lat 50, Andersena i "Konika Garbuska".
OdpowiedzUsuńPiękne!
OdpowiedzUsuńMój mąż pała sentymentem do takich "staroci", poszperam w biblioteczce i u chłopców (wiem, że mamy bardzo stare wydanie "Króla Maciusia", ale nie pamiętam daty).
Pomyslnego Nowego Roku, nawiasem mówiąc :)!
piękne, naprawdę piękne skarby :)
OdpowiedzUsuńImponujący zbiór! A ta ostatnia książka - rzeczywiście uroczy tekst! Te "nawyknienia" rzeczywiście trudno oduczyć :-)
OdpowiedzUsuńWidzę, że stare książki ciągle mają moc ;) Postaram się kiedyś zaprezentować coś jeszcze, niekoniecznie przy okazji akcji ;) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKochana - dziękuję za tego posta !!! Mnie zawsze ręce trzęsą się nad starą książką. Sama mam dwie - przewodnik po Warszawie 1923 i książeczkę do nabożeństwa z 1917. Przechowuję jak relikwie !!! No i kawałek naszej wspólnej rodzinnej historii przekazałaś - mam pomysł na nowego wspólnego bloga ;-) buziaki
OdpowiedzUsuńCieszę, że Ci się podoba ;)
Usuń