Lady Pank. Biografia nieautoryzowana, Michał Grzesiek
"Lady Pank. Autobiografia nieautoryzowana"Michała Grześka to książka, o której nie mogę nie wspomnieć, choć dla dzieci nie jest ;). Bo LP to duża część mojej historii. Jednak o samej książce pisać nie będę poza tym, że pochłonęłam ją w niespełna trzy dni, odświeżyła mi pamięć i znowu poczułam atmosferę tamtych lat ;) O książce TU . Napiszę o tym, dlaczego o niej chciałam pisać, dlaczego jest ważna. Dla mnie. Będzie długo i sentymentalnie.
Poza tym powód jest jeszcze jeden - ktoś dzisiaj ma urodziny, już 58.! Panie J., wszystkiego najlepszego!
Poza tym powód jest jeszcze jeden - ktoś dzisiaj ma urodziny, już 58.! Panie J., wszystkiego najlepszego!
***
Jak to się zaczęło?
Siostra, wtedy studentka, przywiozła kasetę z konceru LP, a był to rok 84. I stało się... Czwarta klasa podstawówki. Modern Talking, Wham, Limahl, Aha - to były zespoły, których hity rozbrzmiewały z każdego magnetofonu Grundig. A ja po uszy wpadłam w LP.
Muzyka... Piosenki, które usłyszałam spowodowały moje prywatne trzęsienie ziemi.. Mała Lady Punk, Zabij to, To jest tylko rock and roll, Du du, Zamki na piasku itd. Zadziorny głos pełen ironii i buntu, plus fantastyczna dykcja. Ostra muzyka, inna od ww. brzmień! Co z tego, że nie każda piosenka miała dla mnie czytelny przekaz (- Mama, a o co chodzi z tym "gdy pełno w szkle"?). Gdzieś tam czułam, że to jest to! A potem jakiś koncert w TV, no i zobaczyłam, jak wyglądają na żywo! A wyglądali tak, że skakało ciśnienie!
Panasewicz
Moja wielka, długoletnia miłość, tak miłość! I sentyment, który pozostał i będzie mi towarzyszyć, aż po grób! Z perspektywy czasu zastanawiam się, co mi się w nim najbardziej podobało? I wiem - wszystko!
Prasa/TV
Stałam się nałogowym gazetoholikiem, w sobotę od rana stałam w kolejce po Zarzewie, Razem, Świat młodych, no bo może być ich plakat czy choćby mała wzmianka. Kupowałam Non stop i Non Stop Kolor i namiętnie przeglądałam program telewizyjny wyłapując każdy program muzyczny (na początku nim zorientowałam się, co i jak - śledziłam nawet te o muzyce poważnej, bo a nuż pojawą się Panki?). Reportaż o LP z Na przełaj mam do dziś. Za słowa krytyki pod adresem Panków gotowa byłam wydrapać oczy, a kartkę z karykaturami chłopaków narysowaną przez kumpla z klasy długie lata trzymałam w domu jako dowód wyjątkowej niegodziwości.
Pierwszy koncert
W 85 roku chłopaki wystąpili w naszym miejskim Domu Kultury. O mój Boże... Żeby uzbierać na bilet sprzedawałam butelki, resztę kwoty wspaniałomyślnie dołożyli rodzice, widząc mój upór w temacie i zaangażowanie ;) Byłam! Pod samą sceną! Taka siksa, a śpiewałam z nimi wszystkie piosenki. Panas w czerwonej marynarce. Co za przeżycie! Spojrzał, zaśpiewał, był na wyciągnięcie ręki! Potem, bardzo potem tych koncertów było wiele, ale żaden nie wywołał we mnie takiej gorączki!
Plakaty, wywiady, zdjęcia
Moja fascynacja nie była tajemnicą. Korzyść z tego miałam taką, że nawet obcy ludzie ze szkoły przynosili mi wycinki z gazet poświęcone LP, jakieś piórniki, opaski, perfumy.... Zgromadziłam przez te lata całe archiwum i cholera, całkiem niedawno, bo kilka lat temu pozbyłam się wszystkiego, pozostawiając sobie jedynie dwa ulubione reportaże i zdjęcia, no i mnóstwo autografów w legitymacjach studenckich, na kartkach, w zeszytach, notesach i kalendarzach ;)
Fan club i listy, listy, listy!
Zapisałam się do fc w 5 może 6 klasie. Dostawałam gazetki i zdjęcia! Zdjęcia, które mam do dzisiaj. Poznałam wiele dziewczyn, przeważnie starszych ode mnie, które były zafiksowane na punkcie chłopaków - korespondowałyśmy - przysyłały mi swoje opowiadania, wrażenia i opisy koncertów, na które szczęściary jeździły.
Pierwszy adapter
Grundig ledwie zipiał, pojawiały się kolejne single i płyty.... a ja nie miałam ich na czym słuchać! Po jakimś programie w tv, w którym puścili kilka piosenek z nowej płyty - wpadłam w histerię. Ryczałam, smarkałam, rozpaczałam....Pamiętam Tatę mocno skonsternowanego moim zachowaniem. Przyszedł do mnie i obiecał, że kupi mi z mamą ten adapter, skoro to dla mnie takie ważne, ale żebym już się uspokoiła! Na drugi dzień adapter kręcił się w moim pokoju!
Warszawa i Zofia M.
To już LO. Wycieczka do Warsaw. Teraz by to nie przeszło, ale wtedy tak. Uknułyśmy z przyjaciółką plan, a wychowawca uwierzył (Panie Profesorze, niech Pan wybaczy!), że chcę odwiedzić rodzinę, która tu, w W., mieszka. Wysadzili nas przy ul. Puławskiej - klasa pojechała zwiedzać, a my powędrowałyśmy na ul. Narbutta. Bo przy Narbutta, w kamienicy na drugim? albo pierwszym? piętrze mieszkała Zofia Mścisławska - mama Pawła, basisty LP. Z adresem na kartce, bukietem kwiatów i zerową znajomością W., mając język za przewodnika dotarłyśmy na miejsce. Weszłyśmy. Zapukałyśmy. Cisza. Nikogo nie ma. Wyrwałam frędzelek z wycieraczki, schowałam listek, który leżał pod drzwiami (mam je do dziś!), zostawiłam w drzwiach kartkę z pozdrowieniami, kwiaty na wycieraczce i wyszłyśmy przed kamienicę. Ale nie mogłam stamtąd odejść! Taki plan, taka realizacja i nic? I nagle ją zobaczyłam - to na pewno ona, elegancka starsza pani, Paweł coś ma po matce z urody, szła i potrząsała kluczami. Weszła do tej klatki....Odczekałyśmy kilka minut i na górę! Kartka i kwiaty zniknęły - więc to ona! Zapukałyśmy. Kilka minut przemiłej rozmowy, wpis w pamiętniku, pozdrowienia dla syna (był już wtedy w Stanach, gdzie został na stałe) i ciepłe wspomnienia :)
Poznałam dziewczynę z Mazur, z którą przez kilka lat korespondowałyśmy. Kiedy w drugiej klasie LO przyjechałam do kuzynki do Mrągowa - wymyśliłyśmy, że wreszcie się spotkamy. A żeby upiec dwie pieczenie na jednym ogniu... spotkałyśmy się w Olecku, gdzie Panasewicz i mieszkał przez ponad 20 lat . Może nie całowałam oleckiej ziemi, może nie chodziłam na kolanach - ale co tu dużo mówić intensywnie chłonęłam widoki i pejzaże i głęboko oddychałam tym na pewno innym powietrzem! Bo przecież tymi dróżkami i ścieżkami, tymi chodnikami chodził ON! Może siadywał w tym barze? Może robił zakupy w tym sklepie?
Wielki powrót
Powrót LP ze Stanów, koncert w Van Bethovenie, już czas naszych studiów. Pojechałyśmy z Miką. W czasie koncertu było zabawnie, bo ku naszemu zdumieniu zobaczyłyśmy w tłumie szalejących naszych wtedy chłopaków, teraz już mężów, którzy nic nam nie mówiąc podążyli naszym śladem ;).
Koncert w Trójce
Był też koncert w Trójce, z którego mam kilka zdjęć w objęciach z Panasewiczem, jednak potomnym ich nie pokażę. W czarnych włosach i nadwagą, którą przypłaciłam czarny czas w życiu, nie prezentuję się najlepiej - On na szczęście też (w czarnych legginsodzwonach i za długich włosach a la Rambo) - wyglądamy jak z balu przebierańców ;)
Rodzice kontra Panki
Im bardziej uwielbiałam LP, tym większą niechęć czuli do nich moi rodzice;) To tyle w tym temacie. Ale Panas w pewnym momencie mocno u nich zapunktował, ale o tym niżej...
Panas pocieszyciel i Guiness pub
Studiowałam i pracowałam w redakcji, która mieściła się przy ul. Armii Ludowej (fantastyczny czas!). Panas mieszkał rzut beretem w mieszkaniu w jednej z pobliskich kamiennic. W pobliżu był Pub Guiness - jego ulubiony. Miał tam swoje krzesełko przy barze.Tego pechowego (czy na pewno?) dnia z wielkim bólem zęba urwałam się z redakcji i poszłam do najbliższego dentysty, który mnie tego zęba pozbawił raz i na zawsze. Z bólem rozlewającym się po całej głowie, naszprycowana tabletkami przeciwbólowymi wróciłam do redakcji, gdzie dowiedziałam się, że grozi mi sprawa w sądzie za cykl publikacji (choć wszystko miałam udokumentowane - takie konfrontacje nie są moimi ulubionymi), a tekst nad którym tego dnia ślęczałam w bólach - wyleciał w powietrze wraz z kolejną awarią serwera... Redaktor prowadzący wydanie ulitował się nade mną i wysłał mnie na spacer, bo w stanie byłam kiepskim. Ponieważ akurat zadzwonił do mnie znajomy, że jest w pobliżu i może jakaś kawa? - wyszłam. Usmarkana i zaryczana szłam w stronę pubu i kogo widzę? Panasa! Minął mnie. Poszedł. Za chwilę czuję, że ktoś mnie łapie za łokieć.
- Czy ktoś ci zrobił krzywdę? Czy mogę ci jakoś pomóc?
Jego pytanie wywołało we mnie kolejne szlochy, coś usiłowałam powiedzieć, o zębie, tekście i sprawie sądowej, i generalnie, że jest do d., ale sądząc z jego miny - niewiele zrozumiał ;) Nie pamiętam zbyt wiele z tej rozmowy, a staliśmy trochę i rozmawialiśmy... Zapytał gdzie idę, jak usłyszał, że do G. poradził, żebym po proszkach nie piła alkoholu (człowieku, w godzinach pracy???), po czym zawahał się i stwierdził, że czemu nie, może to by mi pomogło? Na do widzenia pocałował mnie w czoło!!!!... Ledwie doszłam na ugiętych nogach do pubu i kiedy rwanymi zdaniami pełnymi ochów i achów zdawałam znajomemu relację z niespodziewanego spotkania, ten konspiracyjnym głosem szepnął: - Przyszedł tu!
I rzeczywiście Panas wrócił, przy naszym stoliku zawahał się chwilę i poszedł na swoje miejsce. Kolega zamówił Johny Walkera i szepnął kelnerowi, żeby podał go temu panu, w kącie przy barze. Panas po otrzymaniu szklaneczki wychylił się do nas i trochę zaskoczony podziękował ;) I to by było na tyle.
Tata po wysłuchaniu opowieści stwierdził, że zmienia o nim zdanie. Bo skoro tak się zachował, to musi być dobrym człowiekiem!
W Guinesie spotykałam go jeszcze kilka razy - ja ze znajomymi z redakcji, on w kącie.
Zawodowo, ale nie profesjonalnie :)
Kiedyś wybrałam się na spotkanie w Empiku z LP w ramach promocji nowej płyty. Chłopakom z działu kultury nie bardzo się chciało - więc poszłam ja. Zabrałam ze sobą fotoreportera S.Ł., którego prosiłam: - Rób tylko Panasa, najlepiej z bliska, tylko portrety! Kolega niemal właził z aparatem w Panasa, który spoglądał na nas coraz bardziej zaniepokojony. Każde odchylenie aparatu w stronę innego muzyka, zdecydowanie korygowałam. - Tylko Panas!
Mam teraz teczkę czarno-białych portretów JP, fajnych, nawet bardzo!
Po latach
Było, minęło? Płyty kupuję, choć nie wszystkie przyjmuje z otwartymi ramionami. Są piosenki, do których wracam, są takie, które omijam. Nie krzyczę histerycznie - Cicho! jak jest ich piosenka w radio, ani nie lecę do telewizora i nie pogłaszam na full. Ale nadal lubię. Pamiętam. Z życzliwą ironią komentuje i te brzuszki rosnące chłopakom i te wory pod oczami maskowane okularami, i ten głos czasem ... no nie taki. I ogromnie się cieszę z tego, że są. Że wydają płyty. Że Janusz świetnie zaśpiewał, że nagrali kolejną dobrą piosenkę. Chodzę na niektóre koncerty, Symfonicznie - było rewelacyjne! Teraz czekam na druga solową płytę Panasewicza. Sentyment pozostał. Ale też ... na mojej playliście w telefonie, w ulubionych, zdecydowanie ciągle króluje LP.
Na koniec
News, że Panasewiczowi urodziły się bliźnięta, został mi przekazany w redakcyjnej windzie. Parsknęłam śmiechem. Dwa lata później sama zostałam mamą bliźniaków ;)
Lady Pank. biografia nieautoryzowana,
Michał Grzesiek,
Wydawnictwo Bukowy Las, 2013.
Wydawnictwo Bukowy Las, 2013.
To były czasy !!! Pamiętam jak relacjonowałaś mi przez telefon pierwszy koncert - nawet kokardy na warkoczykach miałaś z napisem Lady Punk!!! Zazdrościłam Ci na maxa !
OdpowiedzUsuńKokardy z napisem Lady Pank! :) Nie pamiętam, ale to musiało być coś!!! ;) Tak, to były czasy....
OdpowiedzUsuń