Wasze wspomnienia cz. 3
Olga Kro (otymze.pl)
Moja mama jest Mistrzem Ceremonii. U nikogo nie widuję tak pięknie nakrytego stołu, tak pomysłowych dekoracji i wzruszających pomysłów na upominki. Tata, bardziej powściągliwy, rzeczowy, równoważy jej szaleństwo, trochę ściąga na ziemię. Ale nie o tym miało być... Z budżetem dużym czy bardzo okrojonym - całe życie jestem przez rodziców rozpieszczana. Bardzo. Marzenia małe i duże. Spełniają się z ich pomocą. Tak jak wtedy, gdzieś pod koniec lat 80., kiedy wymarzyłam sobie album na zdjęcia z czarnymi kartami. Żeby te zdjęcia przyklejać. Najlepiej takimi specjalnymi, białymi narożnikami. Żeby mieć taki album, jakich tata ma kilka w szufladzie komody. Z bibułką między kartami. Wymarzyłam sobie i napisałam list do Świętego Mikołaja.
To był chudy rok. Niewielki wybór był na rynku, a i w domu akurat nie do końca się przelewało... I do dziś pamiętam, że Mikołaj zostawił taki brzydki foliowy worek, a dla mnie w nim rajstopy i album - czerwony, ze złotym napisem... "W dniu ślubu" :) I tak, mając niespełna dziesięć lat, miałam już pamiątkę ślubu, choć na męża przyszło mi poczekać nieco dłużej ;)
Dziś to moje bardzo ciepłe wspomnienie, uśmiechające mnie zawsze w grudniu, ale wtedy - zwyczajnie byłam rozczarowana. Ot, dzieciakiem byłam, nie umiałam docenić. A przecież spełniło się moje marzenie, znowu :)
Monika Burblis-Pucia (mamoszyc.blogspot.com)
Święta Bożego Narodzenia są jak wulkan emocji, smaków i zapachów, szczególnie Wigilia. Odkąd tylko sięgnę pamięcią, w naszej rodzinie istnieje wigilijny rytuał. Co rok powtarza się w niezmienionej wersji, wszyscy czekamy na ten moment z niecierpliwością (i nie jest to wcale rozpakowywanie prezentów! ;-)).
Po uroczystym podzieleniu się opłatkiem ze wszystkimi członkami rodziny, zasiadamy do świątecznego stołu, by rozkoszować się smakiem pierwszej potrawy. To potrawa bardzo prosta, właściwie jest to zupa. Zupa makowa. Składa się jedynie z maku (3 razy zmielonego przez dziadka), wody, odrobiny cukru i babcinego ręcznie robionego makaronu (koniecznie w kształcie rombów). Żadnych ekstra dodatków! W końcu Jezus przyszedł na świat po cichu, skromnie. A my powinniśmy się skupić na głębokim przeżywaniu tego dnia, a nie na suto zastawionym stole. Ta potrawa jest pięknym symbolem.
Właściwie nie wiem, jak to się dzieje, ale wszyscy zajadają tę zupę bardzo chętnie. Nikt nie marudzi, nie grymasi, wszystkim smakuje! Nawet dzieci ją uwielbiają. Może dlatego, że ta potrawa przygotowywana jest tylko jeden raz w roku i dlatego ma swoją magiczną moc. A może tajemnica tkwi w jej wyjątkowym smaku, który jest bardzo trudny do opisania. Ten smak...hmm.... to magiczny smak świąt Bożego Narodzenia. I to on sprawia, że każde święta są niezapomniane!
Dominika Borgieł
Historia będzie słodko-gorzka, bo taki jest też smak wspomnień dziecięco-młodzieńczych, z którymi idę przez dorosłe życie. Początek sięga czasów domu rodzinnego, kiedy wymykałam się nocą z łóżka i cichaczem zakradałam do kuchni, i tak długo, jak tylko mogłam, patrzyłam przez przymknięte drzwi bez słowa śledząc pospieszne ruchy mojej mamy. Każdego roku piekła nocą. Każdego roku toczyłyśmy małą batalię o to, że chcę zostać i pomagać, co z reguły udawało mi się tylko przez jakąś godzinę i zanim mama wygnała mnie ostatecznie do spania z powodu późnej nocnej godziny, zaliczałam miskę „do oblizania” i nerwowe poganianie „szybciej”. Te obrazy pachną biszkoptem, który mama wypiekała na torty świąteczne i wanilią, której zawsze dodawała do swoich wypieków. Jest jeszcze coś na kształt podniecającego oczekiwania: wiadomym było, że w końcu wszystkiego będzie można skosztować, ale do wieczoru wigilijnego był absolutny zakaz podjadania i „próbowania” jak wyszło. To są te dobre wspomnienia, bo bilans dzieciństwa przywodzi też na myśl lata, kiedy wracaliśmy do stołu wigilijnego po tygodniach rozłąki z tatą, mając w sercu wspomnienia krzyków i złorzeczeń, jakie padały podczas jego pijanych powrotów do domu. Do dzisiaj omijam te wspomnienia.
Na ścieżkach dzieciństwa nie sposób ominąć Babci Walerii – surowej córki wojskowego, która wszakże w kuchni z piecem kaflowym zmieniała się w bajkową niemal babcię, piekąc najsmaczniejsze pierniki w rodzinie i nadziewając je własnoręcznie robioną marmoladą ze śliwek. Co dziwne, taki obraz jej osoby dostrzegłam dopiero jako dorosła kobieta, sama poszukując źródeł swojej kobiecości. Zaskakujące było wrażenie tego, jak mocno odcisnęła się jej powściągliwa osobowość na moim podejściu do życia. Cieszy natomiast ta Siła, z którą Babcia mi się kojarzy. Cieszy tym bardziej, że chociaż Babcia jeszcze żyje, nasze drogi się rozeszły. I to jest właśnie ten posmak goryczy, który każdego roku towarzyszy momentom uniesień i budującej zadumy. W święta bowiem myśli biegną nie tylko do tych nieobecnych, którzy zmarli i ich brak jest oczywisty i wytłumaczalny – święta Bożego Narodzenia trzeba też ułożyć w sobie i przeżyć godnie wtedy, gdy mamy w sercu ludzi żywych, a obcych i odległych. Prze kilka pierwszych lat małżeństwa wielkim bólem napawały mnie radosne telewizyjne obrazki dużej, zgodnej rodziny, otoczonej nieskazitelną bielą uśmiechów, obrusów, eleganckich okolicznościowych kreacji. W mojej głowie i gdzieś głębiej, w takim zakamarku serca, którego zazwyczaj nie odwiedzam, był smutek wobec tych, na których wtedy nie można liczyć. Znacznie trudniej wtedy dać się ponieść chwilom, które kreują nasze najwspanialsze i najważniejsze doświadczenia wśród bliskich – chwilom, które kształtują poczucie bezpieczeństwa i atmosferę, która jest kamieniem węgielnym naszej tożsamości. Bo tym właśnie jest okres bożonarodzeniowy w indywidualnym obrachunku – ciepło w domach, tworzone z powodu zimnej aury, staje się gdzieś po drodze ciepłem noszonym w sercu. To dlatego, moim zdaniem, tak ważne są te błyszczące lampki w oknach, pstrokate bombki na choinkach, kolorowe sznury girland wokół świątecznych drzewek. We wspomnieniu tych obrazów kryje się wewnętrzna magia świąt, na której buduję obecny pejzaż rodzinny. Tegoroczne świętowanie będzie szczególne ze względu na niedawną przeprowadzkę i coś na kształt świeżości, która towarzyszy każdym wydarzeniom, które są „pierwsze”.
Wreszcie znalazłam trochę czasu na przeczytanie wszystkich konkursowych wspomnień...
OdpowiedzUsuńcz. 1
Mandarynki/pomarańcze też kojarzą mi się ze świętami (kiedyś to był rarytas!).
Odkąd mam dziecko święta są bardziej magiczne. Chcę żeby każde święta były dla mojej małej wyjątkowym wydarzeniem. Zazdroszczę pani Monice takiego ekspresowego porodu! Szczęściara! ;-)
Świąteczny prezent - szczeniaczek! Marzenie każdej małej dziewczynki. Piękna, bardzo ciepła opowieść.
cz.2
Haha! Bożonarodzeniowy królik!? To chyba naprawdę przeznaczenie.
Sprytna ta mama! Albo raczej sprytny św. Mikołaj!!! :-)
I znowu pomarańcze! Tak, to był luksus. Ja z kolei miałam wujka z Niemiec. Przywoził pyszne niemieckie słodycze. Pamiętam czekoladki z nadzieniem miętowym. Każda pakowana w oddzielną kieszonkę. Teraz te same czekoladki można kupić w markecie, ale już nie smakują tak jak tamte...
cz.3
Ach, rodzice... Zawsze starają się spełniać dziecięce marzenia... :-)
Ostatnie wspomnienie jest rzeczywiście słodko-gorzkie. No cóż, życie nie zawsze jest kolorowe. A rodziny nie zawsze są jak z obrazka. Ten tekst może skłonić do głębszych refleksji.
***
Piękny zbiór wspomnień świątecznych. Każda opowieść jest inna i niesie inny ładunek emocji.
Na koniec jeszcze chcę podziękować za książkę. Dziś do nas dotarła. "Tajemnice Pani Holly" bardzo nam się spodobały. Zabawna opowieść w małym formacie. Świetnie nadaje się do czytania w podróży.
Dziękujemy za wspólną zabawę... i czekamy na kolejny książkowy konkurs ;-)
Pozdrawiamy i zapraszamy do Mamo, szyć!
Monika, dziękuję za tak fajne podsumowanie! Pozdrawiam i pięknych świat życzę! m.
OdpowiedzUsuńCała przyjemność po mojej stronie.
UsuńRównież pozdrawiam i życzę spokojnych świąt, pachnących pierniczkami.
:-)