Hamernia - świątecznych spacerów ciąg dalszy...
Kiedy byłam mała przychodziłam tu na spacery z rodzicami. Latem zabierał nas tu - dużą grupą - ojciec jednej z koleżanek i taplaliśmy się w rzece - pamiętam na dnie było dużo kamieni, niektóre raniły stopy. Zimą przychodziliśmy tu na łyżwy - jeździliśmy po drugiej stronie rzeki, przed kaskadą. Czasem, kiedy byłam już trochę starsza, przychodziło się tu na spacery na kirkut - dzisiaj jest to niemożliwe, bo kirkut ogrodzony jest masywnym, wysokim płotem. Potem, po przeprowadzce na inne osiedle - powiedzieć, że tu byłam rzadkim gościem byłoby nadużyciem, bo nie przychodziłam tu wcale.
Dzisiaj postanowiliśmy pokazać chłopakom kaskadę, hamernię (drewniana hamernia była siedzibą działających w latach 1784–1788 zakładów zbrojeniowych, wytwarzających broń palną - słynne sztucery) i powłóczyć się nad rzeką. "Wodospad", jak go szumnie nazywaliśmy - zrobił wrażenie. Mijaliśmy wędkarzy, jeden na naszych oczach złapał szczupaka. Niestety, ten miał więcej niż 50 cm długości, wiec zamiast w wodzie wylądował w wiaderku. Chłopaki z radością harcowali w trawach, wyższych od nich o głowę.
Ale i tak wszystkie drogi prowadzą na tory... Na moście kolejowym, nad wodą, spędziliśmy sporo czasu przykładając głowy do torów z nadzieją, że usłyszymy charakterystyczny stukot.
- Mamo, Pan Bóg jednak nie wszystko może - stwierdził filozoficznie Franek z żalem w głosie. - Modliłem się o pociąg i nie przyjechał!
Fajne miejsce! Moim chłopakom też by się tu spodobało! :-)
OdpowiedzUsuńPrzy Waszej WODZIE te nasze to sadzawki... Tęsknię, tęsknie na morzem!
OdpowiedzUsuń