Nie mam pojęcia, jak to działa. Dlaczego, kiedy wreszcie przychodzi weekend i naprawdę MOŻNA SOBIE POSPAĆ, moje chłopaki zrywają się ciut świt. Dosłownie. Nie ma jeszcze szóstej, a do naszego pokoju wjeżdżają pierwsze pociągi i samochody. Zaczynają się wyścigi; słychać chrzęst pociągowych kół; wycie, biorących ostre zakręty wyścigówek i zaczynają się ostre dyskusje między rozgorączkowanymi rajdowcami (a kiedy argumentów nie staje - chłopaki przechodzą na niższy poziom i wstyd przyznać, dochodzi nawet do rękoczynów!). No nie da się spać, nie da. W ciągu tygodnia - sytuacja jest odwrotna. W pokoju chłopaków trwa niczym niezmącona cisza, zakłócana jedynie przez ciche oddechy i posapywania... I co z tego, że budzik obudził wszystkich w okolicznych mieszkaniach - chłopaki chcą spać! A kiedy już zostaną zwleczeni spod ciepłych kołder... czas mają za nic! Co z tego, że za 45 minut już czas, naprawdę czas wyjść, bo tata musi ruszyć do pracy i bardzo się spieszy... Trzeba dokończyć kolorowankę z wczoraj, rozruszać pojazdy po nocy, a jest ich nie mało - pewnie nocna stagnacja źle im robi, trzeba pomarudzić nad śniadaniem, albo ku rozpaczy taty - jedząc, przeglądać interesującą lekturę... Pojęcie czasu nie istnieje - rano, według moich chłopaków, jest on z gumy i to pora, kiedy można zrobić dużo, niespiesznie, w żółwim tempie, doprowadzając ojca do rozpaczy i czasem matkę, bo zdarza się - rzadko (co po cichu przyznaję sobie cenię :), że to ja od święta odstawiam ich do placówek edukacyjnych - bo na co dzień, kiedy oni wstają, ja już jestem w pracy).
Dlatego lektura
"Pospiesz się, Albercie" wywołuje w moich słuchaczach porozumiewawczy uśmiech na twarzy i zgodne "ha ha ha". Oni doskonale wiedzą, jak to jest. To o nich!
Bo Albert rano, tak jak moi panowie, bardzo dużo musi... musi naprawić samochód, ubrać lalkę, obejrzeć książkę o zwierzętach i rzucić okiem na jeden taki obrazek z wężami, naprawić rozdartą stronę, przejrzeć gazetę i jeszcze zamienić się w strażaka... i na nic wołania taty "
Pospiesz się, Albercie" i wizja zimnej kaszki.... Kiedy wreszcie po długich minutach Albert dociera do kuchni i dostaje przyspieszenia... autorka puszcza oko do rodziców - którzy czasem też są jak dzieci!
Świetny zmysł obserwacji, duża sympatia dla dzieci i rodziców i znajomość rzeczy, to wszystko powoduje, że książki Gunilli Bergström czyta się świetnie, choć Albert powstał 40 lat temu! Pewne zjawiska się nie starzeją - w każdym dziecku drzemie mały Albert! To sprawia, że Albert jest u nas zawsze mile widziany, to takie alter ego moich chłopaków :)
Śniadanie czy czytanie?
Pospiesz się, Albercie,
Gunilla Bergström,
Wydawnictwo Zakamarki,
2012.
U nas też Albert właśnie :-) Majka go ciąga po całym domu i pozadomu :-) Świetny jest, co tu kryć, kocham go szalenie ;-)
OdpowiedzUsuńJestem strasznie ciekawa nowych Albertów, ale jeszcze w naszych bibliotekach ich nie ma :(
OdpowiedzUsuńSkąd my to znamy?? :-) Moje chłopaki też rano nie spieszą się z wyjściem z domu. Młodszy chowa się pod koc i udaje, że śpi (on zdecydowanie lubi pospać każdego dnia!) a Starszy od rana odstawia kabaret. Za to w weekendy nie narzekamy. DO godz. 9:00 obowiązuje cisza nocna, czego przestrzegają (Młodszy - wiadomo śpi, a Starszy czyta od 7 do 9). :-)
OdpowiedzUsuńAlberty uwielbiamy! :-)