Filip i mama, która zapomniała, Pija Lindenbaum
Czasami czuje się jak mama Filipa. Kiedy biegnę bez tchu, robię pięć rzeczy naraz, a stres depcze mi po piętach. Kiedy poganiam maluchy, które właśnie wtedy, kiedy najbardziej mi się spieszy, mają tysiąc pięćset rzeczy do zrobienia i ociągają się i chcą wolniej...
W takich chwilach, przypomina mi się piosenka "Szybko, szybko" z tekstem Danuty Wawiłow, którą z Frankiem włączaliśmy sobie sobie swego czasu zbierając się do przedszkola. Teraz poranki obstawia Tata, a ja w tym czasie oddalona o półtorej godziny - już zaczynam pracę. Moje są powroty. I odbieranie z placówek edukacyjnych.
W szatani u Franka obserwuję rodziców - wielu się spieszy bardzo, chwilami jest nerwowo. Ja też się spieszę, bo mamy 10 minut do autobusu, który powiezie nas do drugiego przedszkola - po chłopaków. Nie lubię pośpiechu, ale mam wrażenie, że już mam go we krwi, nawet jak mi się nie spieszy to się spieszę. Z przyzwyczajenia. Z nawyku. Znalazłam na to sposób - zaczynam pracę jeszcze wcześniej, i w szatni u Franka mamy dzięki temu kilkanaście minut więcej. Jest czas na spokojne założenie butów, zjedzenie banana, a po drodze na spokojne obejrzenie wystawy kioskowej czy kupienie bułki z serem....
ale, ale....
"Filip i mama, która zapomniała" (tekst i ilustracje Pija Lindenbaum) to książka dla dzieci, która nieźle daje do myślenia rodzicom. Napisana lekko, z zabawnymi ilustracjami, szybko okazuje się być lekturą wcale na poważnie - głównie dla rodziców.
Bohaterem opowieści jest chłopiec, który kiedy słyszy poganianie i zrzędzenie mamy - zakłada maskę smoka, żeby nie słyszeć, a przynajmniej żeby było mu trochę ciszej.
Mama jest bardzo współcześnie zabiegana i zakręcona, a teksty które co rano serwuje dziecku ( nie wylej mleka, pospiesz się z tą kanapka, zaraz zwariuję, przecież my nie zdążymy!) są niestety bliskie wielu rodzicom wybierającym się rano do pracy i szykujących dzieci do przedszkoli, żłóbków czy szkół.
Ale przychodzi taki moment, że ... mama ma dość, mama już przekroczyła granicę swojej odporności w tym zalataniu i pośpiechu i straciła kontrolę - zamieniła się w smoka i wszystko zapomniała!
Zapomniała, jak robi się śniadanie, co i jak się je, jak włącza się zmywarkę (wylizuje więc talerz). Tak bardzo nie radzi sobie z emocjami, że na placu zabaw, gdy widzi jak dzieci sypią innym piaskiem w oczy, wybucha i zieje ogniem!
A co dzieje się z dzieckiem, kiedy rodzic traci kontrolę nad swoim życiem i ma kryzys? Przejmuje funkcje dorosłego. I tak dzieje się w Filipem, który nie dość, że usiłuje wtoczyć ich życie na codzienny tor - wybrać się do przedszkola, zrobić śniadanie - to jeszcze szuka lekarstwa na problem mamy. Jednak lekarka, do której zaprowadził mamę zamienioną w smoka, rozkłada ręce - nie pomoże, bo na to nie ma lekarstwa.
Wracając do domu odwiedzają babcię, Filip żali się jej, że mama tak wygląda od rana. Babcia zapewnia go, że mamie na pewno przejdzie za kilka dni. Tak też się dzieje. Dorośli przecież znają takie stany...
Na szczęście mama, wyciąga lekcje z tego smoczego dnia - i na drugi dzień, już jako zwykła mama, dzwoni do pracy i bierze dzień wolnego, aby spokojnie spędzić go z Filipem i zabrać go na wycieczkę.
Filip zagląda do kuchni. Siedzi tam jego zwykła mama.
Ale wcale się nie spieszy.
- Dzień dobry, maleństwo, chcesz kakałko? - pyta mama.
Dzieci lubią takie poranki.
Filip i mama, która zapomniała,
Pija Lindenbaum,
Wydawnictwo Zakamarki,
Poznań 2010.
Ach ten poranki.. Którzy rodzice tego nie znają? :-) "Szybko, szybko", gderanie, poganianie... Ja wciąż sprawdzam czy już nie zmieniłam się w smoka :-) Książka jest świetna! pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie ilustrowana jest ta książka.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Piotr