Czarna Góra, Agnieszka Taborska, Józef Wilkoń
Zwierzęta mieszkające na Czarnej Górze o dymiącej czuprynie od dawna na coś czekały. Ich niepokój unosił się w powietrzu, atakując każde napotkane stworzenie, od rudowłosej świni do żyjącej w wyobraźni dzieci leśnej drobinki. Czym się tropiły - nie sposób dziś stwierdzić. Może udzieliła im się trwoga łasicy, która całe życie nic innego nie robiła, tylko załamywała łapki nad przyszłymi nieszczęściami? Może wokół było zbyt pięknie i strach, by niebu, lasom, kwiatom i wodzie nie przytrafiło się nic złego, przesłonił im radość? A może - co wydaje się najprawdopodobniejsze - zwierzęta dały się ponieść histerii, że pewnego dnia zniknie ich Góra?
Książka ukazała się w Japonii w 2001 roku - inspiracją do jej powstania był wybuch wulkanu Unzen na wyspie Kiusiu, który zniszczył Park Narodowy i okoliczne osady. Może być odczytywana dosłownie - jako wybuch wulkanu, ale i symbolicznie - jako katastrofa, nieszczęście nawiedzające jakąś społeczność, na nowo integrujące mieszkańców.
Zwierzęta żyją na swojej Górze. Są szczęśliwe, ale i niespokojne, bo może stać się coś złego. Czekają. Narastający w nich lęk i niepokój powoduje, że obracają się przeciwko Górze - są złe, że czasem ginie we mgle i nie wiadomo czy się z niej na powrót wyłoni. Potem negatywne emocje kierują przeciwko sobie. Tylko błękitny ptak nie ma czasu na strachy, a potem i kłótnie ...
Aż wreszcie zwierzęta zastygły we wrogości nie tylko wobec góry, ale i samych siebie. Mądre sowy przyglądały się niechętnie przemądrzałym krukom. Sine czaple tak bardzo próbowały odwrócić się od wszystkich plecami, że co chwila traciły równowagę, stojąc na jednej nodze wśród ryżowych pól. Jelenie znieruchomiały naprzeciw dzikich świń, zające naprzeciw lisów. Słychać było jak powietrze ciężko oddycha, pewne, że zaraz rogi jelenia przebiją rdzawą szczecinę świni, a lisie zęby capną zająca.
I stała się rzecz niezwykła. Góra zrozumiała, że tylko ona może zapobiec bratobójczej walce.
Zebrała siły, na moment ucichła, by z większą energią przepuścić przez siebie masy gorącej lawy, zakrztusiła się, rozkaszlała, skoczyła jej gorączka, jeszcze raz wstrzymała oddech niepewna, czy podoła, czy na metr przed metą nie padnie ze zmęczenia, aż zatrzęsła się, zamruczała, huknęła i wytrysła dziką lawiną, w której były wszystkie cztery żywioły (...)
Opis wybuchu wulkanu, bardzo przejmujący, musiałam czytać kilka razy. Franek uważnie słuchał, powtarzał niektóre słowa. Marysia, zajęta czymś w swoim pokoju, słyszała strzępki zdań... i przyszła do nas, zaintrygowana treścią czytanej lektury.
Góra wybucha, zwierzęta rzucają się do ucieczki. Nieszczęście łączy je, znowu stają się jedną społecznością, bez podziałów i animozji. Pomagają sobie, duże małym, małe jeszcze mniejszym... Ratują się, uciekając daleko. I spotykają błękitnego ptaka, który śpiewajac nawet nie zauważył wybuchu, i jak gdyby nigdy nic wraca do domu...
Zwierzęta opowiadają mu co się stało, jednak ptak nic sobie z tego nie robi. Wraca na Górę. Po chwili zastanowienia, wszyscy mieszkańcy Góry ruszają w drogę powrotną. Za błękitnym ptakiem.
Nie wiedziały, czemu nie poszły szukać nowej góry i dlaczego tak nagle przerwały podróż. Pewnie chciały spytać własną Górę, czy dalej będzie je raczyć różanymi świtami i srebrnymi zmierzchami, czy przestanie wreszcie niknąć we mgle. Żal im jej było, tak pełnej życia i niespodzianek.
Emigranci wrócili. Góra jest szczęśliwa, że wrócili jej mieszkańcy, zwierzęta również, bo wróciły do siebie. Bo nie ma jak w domu, własna Góra jest oswojona. I żadna inna nie jest piękniejsza. Sława o tym miejscu obiegła świat i ze wszystkich stron zaczęły przybywać zwierzęta, chcące zamieszkać w tym niezwykłym miejscu...
Książkę tę można odczytywać na kilku poziomach, rozszyfrowywać symbole. Nie jest to lektura łatwa w odbiorze dla dziecka, ale od czego rodzic pomagający mu w tej podróży?
Ilustracje Józefa Wilkonia. I nie trzeba więcej słów...
Czarna Góra, Agnieszka Taborska, ilustracje Józef Wilkoń, Wydawnictwo Książkowe Twój Styl, Warszawa 2008.
Piekne ilustracje Wilkonia.
OdpowiedzUsuńPiękne. Jak zawsze. Uwielbiam
OdpowiedzUsuń