Linnea w ogrodzie Moneta, Christina Bjork, Lena Anderson



Bardzo chciałam tę książkę przeczytać, pooglądać rysunki, obrazy. Bo uwielbiam impresjonistów i oczywiście Moneta. Ucieszona ogromnie przytachałam ją wraz z innymi książkami z biblioteki i zasiadłam do wieczornego czytania. Franek nieufnie zerkał na okładkę, a kiedy popłynęły pierwsze zdania...
- Tego nie czytamy, wolę co innego! - rzekł kategorycznie.
Na nic moje przekonywania, zachęty i prośby. Nie i już! Zamiast historii Linnei wyciągnął z półki „Ali Babę i 40 rozbójników”.
- To chcę! - oświadczył. I na tym się skończyło. Co kilka dni nieśmiało zasiadam przy jego łóżku z Linneą, niestety Franek był nieugięty. Marysia w każdej wolnej chwili sama sobie czyta kolejne części „Harrego Pottera” i na wszystko inne mówi „później”. Więc przeczytałam sama. Pooglądałam obrazki, pomarzyłam o ogrodzie w Giverny, francuskich muzeach i jakiejś impresji na płótnie zamiast reprodukcji na ścianie.


Cloude Monet (1840-1926)

Wracając do książki. „Linea w ogrodzie Moneta” to opowieść o dziewczynce, która bardzo kocha kwiaty. U zaprzyjaźnionego sąsiada, pana Blomkvista, który niegdyś był ogrodnikiem, a obecnie już nie pracuje, często ogląda album poświęcony sztuce Moneta.

 Zachwyca się ogrodem w Giverny, obrazami przedstawiającymi mostek japoński, cudownymi kwiatami uchwyconymi o różnych porach dnia, a szczególnie pięknymi nenufarami itd... Któregoś razu w czasie oglądania albumu wyobraża sobie, że stoi na mostku i podziwia to wszystko, co malował Monet. Tą myślą dzieli się z panem Blomkvistem.

- Wcale nie trzeba sobie tego wyobrażać. Można tam stanąć naprawdę - powiedział wtedy pan Blomkvist.
- To ten mostek nadal istnieje?- zdziwiłam się. 
- Istnieje. Dom  i ogród odrestaurowano. Teraz wyglądają dokładnie jak za czasów Moneta. Otwarto muzeum i każdy może wszystko obejrzeć.

Marzenia czasem się spełniają. Starszy pan zabiera Linneę na krótką wycieczkę do ... Paryża! Mamy okazję troszeczkę poszwendać się z bohaterką uliczkami tego miasta, poobserwować przechodniów, podpatrzeć zwykłe życie, zobaczyć, co Francuzi zabierają na piknik (obowiązkowo bagietkę, sery i pomidory), dowiedzieć się, w których muzeach jest najwięcej prac Moneta itd.
No właśnie muzea: Linnea i pan Blomkvist zwiedzili Marmottan (rue Louis-Boilly 2), Orsay (rue Bellechasse), byli w Oranżerii w ogrodach Tuileries (metro Concorde). Najważniejszym punktem ich wycieczki był oczywiście różowy dom i ogród w Giverny. Tu spędzili w sumie dwa dni i poznali... prawnuka Moneta pana Jeana- Marie Toulgouata, który opowiedział im sporo historii z życia rodziny!

Książka ma jeden minus - jest za krótka, ale to książka dla dzieci (jednak zdecydowanie starszych niż mój Franek). Autorka wplotła w opowieść wiele ciekawych informacji o artyście, jego życiu i rodzinie (a była liczna, bo miał ośmioro dzieci!, w tym kilkoro przybranych).
Czego nie wiedziałam, to tego, że Monet był domowym tyranem! Dzieci musiały żyć, tak jak on postanowił, wybór zawodu, męża czy żony - na wszystko musiał wyrazić zgodę. A bywało, że jej nie wyrażał... Jego nastrojom i humorom był podporządkowany cały dom. Papa się cieszył: radość pozostałych domowników była wskazana i na miejscu. Obraz nie wyszedł - nikt nie mógł się nawet zaśmiać...
Jest tu też mowa o impresjonizmie i malarzach, podobnie jak Monet chwytających chwile, przefiltrowane przez swoje odczucia i wrażenia... Ogromne brawa za piękne wydanie, pełne reprodukcji największych dzieł Moneta, zdjęć i rysunków.


Linnea w ogrodzie Moneta,
Christina Björk,
Lena Anderson,
Wydawnictwo Zakamarki, 2009.







Komentarze

  1. Widzę, ze nie tylko ja mam na półce książki "niby dla dzieci" :-). Mój Adaś nie chciał czytać "Rok z Linneą" a ja już planuję kupić "Linnea w ogrodzie Moneta" :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdarza mi się kupować książki dla dzieci trochę "na wyrost", bo mi się podobają, czy pamiętam je z dzieciństwa. A "Roku z Linneą" nie czytałam, muszę nadrobić zaległości ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Miałam szczęście być w tym roku w sierpniu w Giverny a wszystko zaczęło się właśnie od tej książeczki, bo nawet nie wiedziałam, że dom i ogród istnieją do dziś.
    Uwielbiam impresjonistów, szczególnie Moneta, a odwiedzenie jego domu, ogrodu, wejście na mostek to były dla mnie nie lada przeżycia. Byłam również w Ruen gdzie malował katedrę w Etretat i kilku innych miejscach w Normandii gdzie bywał i malował Monet. To było spełnienie moich marzeń. Całą przygodę dzieliłam z moją 6-cio latką z którą razem czytałyśmy 'Linneę w ogrodzie Moneta'.

    OdpowiedzUsuń
  4. Aniu, zazdroszczę!!! Uwielbiam impresjonistów i Moneta, o czym świadczy choćby tytuł bloga ;) Mam nadzieję, że kiedyś i ja na własne oczy zobaczę ten ogród i różowy domek. Na pewno robiłyście zdjęcia, pokazałabyś???
    pozdrawiam
    majka

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak, ten tytuł bloga dlatego przyciągnął moją uwagę :)
    Zdjęcia oczywiście mamy, całe mnóstwo, ale nie wiem w jaki sposób mogłabym je pokazać, bo nie mam ich umieszczonych nigdzie w internecie :(

    OdpowiedzUsuń
  6. .. i już po roku zrobiłam malutki wpis na blogu, a na nim zamieściłam kilka fotek z Giverny z zeszłych wakacji zanim wyjechałam na tegoroczne ;))) planuję jeszcze wpis o inspiracji tą książką do naszej wyprawy śladami Linei, ale to na innym blogu, oczywiście pochwalę się gdy zrealizuję plan :) tymczasem link do aktualnego wpisu: http://miniartpracownia.blogspot.com/2011/07/kawaeczek-francji.html

    OdpowiedzUsuń
  7. Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz